Około 8.10 wychodzimy z Ibisa i z plecakami suniemy na lotnisko. Dziś na krajowe, W końcu jak wakacje to trzeba sobie polatać.
Bilety na linie Jetstar zakupione były przez internet w Polsce. Lecimy na wyspę południową, bo tam podobno więcej atrakcji.
Wylot o 10.35, po mniej niż 90 minutach jesteśmy w Christchurch. Samolot podchodzi do lądaowania od strony Oceanu, a wcześniej mam możliwość zobaczenia trochę obu wysp z góry. Nieza dużo gdyż część lotu w chmurach.
Wychodzimy z samolotu do sali, a tu rozlega się beczenie owiec i czuć ich zapach, co wszystkich podróżnych wprowadza w dobry nastrój.
Po wyjściu z hali Domestic Malwa łapie za telefon, bezpłatny do firmy ACE Rentalcars, gdzie wcześniej przez internet wynajęłam Nissana.
Po kilku minutach zjawia się facet z tejże firmy, który odwoził jakąś parę na lotnisko. Jedziemy ok.3 km do firmy. Sympatyczny kierowca stwierdza, że różne narodowości jużwoził z/do firmy ale Polaków jeszcze nie.
Ostrzega, żeby do Akaroa nie jechać zbyt szybko bo drogą z licznymi zakrętami.
Tu formalności : okazujemy (Malwa i ja jako przyszli lewostronni kierowcy) nasze prawa jazdy, ja kartę , którą płaciłam całą kwotę. Pan wypełnia dokumenty, informuje nas, że mamy pełen bak paliwa, pełne ubezpieczenie i możemy do woli rysować auto,
Dostajemy "naszego", aż do 29.11.13r., Nissana. Z tych dużych, 4 drzwiowych, automatic. Nasze bagaże mieszczą się bez problemu, włącznie z małymi plecakami.
Do kierownicy zostaje oddelegowana jednogłośnie czyli moim głosem Malwa. W końcu ma prawojazdy 4 lata, a nie 34, nie jeździ codziennie więc ma mniej prawostronnych przyzwyczajeń ( i lepszy wzrok).
Ona kieruje, ja pilotuję.
Bez problemów wyjeźdżamy z miasta w kierunku Akaroa.
Kawałek drogi i faktycznie zaczynają się górki, co jest ciekawe, gdyż jesteśmy blisko oceanu cały czas.
Po drodze zatrzymujemy się na punkcie widokowym. Przepiękny widok na Akaroa, zatokę. Jeden z tcyh, których żadne foto nie odda.
Dojeżdżamy, kwaterujemy się w Bon Accor wcześniej zarezerwowanym chyba poprzez booking.
Płacimy, auto na darmowy uliczny parking po drugiej stronie. My na chwilę do pokoju, aby zostawić bagaże.
Cały czas mamy na uwadze zakup adapteru do prądu dlatego malwa pyta pana, gdzie go dostanie.
Marzena zdeterminowana stwierdza, że może uda się wykrzywić ten jej z Biedronki za całe 5 zł. Jakoś przekrzywia bolce, okazuje się że mamy adapter.
No to na miasto. Spacer po licznych punktach informacyjnych, wzdłuż zatoki.
Idziemy okok jakiegoś pomnika poległych w I wojnie, ażdo latarni.
Decydujemy się na 2,5h rejs w polowaniu, z foto aparatem , na delfiny.
W 1 punkcie była 8 $ zniżka dla studentów, ale gdy laski wracają do niego to jest już nieczynny.
A wszystko dlatego, że głodującym z polskich miast na nowozelandzkiej ziemi zachciało się hamburgera. Co prawda dużego, ale za to za 19,5 NZ$, co za rozpusta.
I zamiast najpierw leciećpo bilety to zaczęłyśmy, bo i ja sięprzyłączyłam od żarcia.
Po jedzonku i nabyciu biletów na jutro na 11.00 kładziemy się na godzinkę.
Robi się z niej 3 h, budzimy się około 21.30.
Po herbatce, batoniku, papierosku, część ekipy idzie na Akaroa by night. Reszta, ta młodsza do łózeczek.
Miasteczko praktycznie śpi, tylko w hostelu impreza, kawiarnie, restauracje, poza 1 nieczynne. Sklpey i restauracje zamykają tu już o 17.30.
I tak kończy się dzień drugi.
Koszty
108 NZ$ - pokój 4 os. w Bon Accor,
10,5 NZ$ hamburger
72 NZ$ - 2,5h rejs na delfiny
7 NZ$ wynajem auta? dzień + 19 NZD/ dzień pełne ubezpieczenie + 2 NZ$/ dzień za dodatkowego kierowcę