Planowo przed 9.00 lądujemy.
Nowe lotnisko więc idę za ludźmi w kierunku bagażownii, gdzie ma być automat z darmowymi biletami na tut. środki transportu.
Jest, naciskam i bilet sam wyskakuje ;-) .
Papierosek przed budynkiem, a potem za strzałkami na dworzec kolejowy- lotniskowy. Z peronu 4 o 9.21 odjeżdża pociąg, a ja w nim.
Po kilku, no może nastu minutach jestem na głównym.
Hostel mam od 13.00 więc z plecakiem zaczynam penetrować okolice jeziora.
Oczywiście pierwsze co w oczy się rzuca tofontanna Jet d' Eau, na jeziorze. Nie wiem na ile dokładnie w górę wyrzucana jest woda, ale fontannę widać z wielu miejsc.
Nad brzegiem, deptaczkami spacerują ludzie. Spacerują, siedzą na ławeczkach, ale... widziałam też 3 osoby w jeziorze. Nie, nie topiły się, pływały.
Potem do hostelu, gdzie dostaję przydział prześcieradeł, ręcznik, plan, kartę magnetyczną, i już sama nie wiem co.
Problem jest tylko 1 okazuje się, że wtyczki do kontaktów mają tu zupełne inne niż u nas. Ja zaś wyszłam na gapę co to rozgałęźnik w ręku miała ino d.. była i go nie zabrała.
Szybki wyskok do pobliskiego Lidla po napoje. Sklepy tu dziś pracują w większości do 17.00, ale nawet o 20.00 gdy byłam nad jeziorem to mniejsze były czynne.
Wieczorem jeszcze krótki wyskok nad brzeg, aby zobaczyć Genewę nocą. Podobają mi się podświetlane drzewa, a nawet o- zdubki na hotelu Kempiński, które za dnia nijak nie wygląały.