Na odchodne jeszcze na Curacao trzeba było 20 $ lub 36 f uiścić.No i za taxi z resortu na lotnisko - 9-10 km za to 25$.
Punktualnie o 11.30 tut. czasu samolot odleciał. Przelecieliśmy tak szybko, że książki skończyć nie zdążyłam. Jakaś godzinka z kawałkiem.
Na lotnisku zamiast budynku namiot, pod niego zwieźli, a następnie zrzucili nasze bagaże. Oprócz naszej czwórki niewielu turystów. Raczej transfer.
Z lotniska do Rainbow Resort tylko 3 km, a za taxi następne 25$.
Na portierni kobieta wypytała, rezerwację pooglądała, a na koniec wpuściła. (Apartament wynajęty przez air bnb). Klucze, kod i hasło do wi-fi się zgadzają. Chwila na papieroska i zwiedzamy obiekt.
Jest zejście schodami na niewielką ale piaszczystą plażę, z wnęką.
Plaża typowo hotelowa.
Są i dwa baseny.
Z apartamentu mamy wyjście na duży taras, z którego widać ocean. Pod nami- jesteśmy na 2 floor basen. Jeden z dwóch.
Idziemy poza hotel, na stronę francuską, do sklepu. Tam ceny w guldenach i USD. Mniej więcej jak na Curacao.
Po drodze widać zniszczenia budynków. Jak się przyjrzeć to rozwaliło się tam, gdzie ściany z dykty o szerokości 1-2 cm. Przede wszystkim. Polecialo też dużo szyb, fragmenty budynków. Pewnie tych byle jak zrobionych.