Czasu nie można marnować, a więc po śniadaniu łapiemy autobus i podjeżdżamy najpierw do miejscowego browaru.
Browar nazywa się Matutu. "Wycieczki " po nim są o 12.00 i 13.00, trwają okolo 1 h każda.
No to idziemy. Sadzają nas na niezbyt wygodnych ławach. Później pan zaczyna pogawędkę. I tak przez 1 h. Oczywiście w języku angielskim. W związku z tym łapiemy poszczególne frazy i wyrazy.
Najważniejsze, że jest degustacja. Dostajemy trzy razy po szklance (ok.0,35l) miejscowego browaru, różnego rodzaju.
Dzięki temu kończymy wycieczkę płacąc po 15 NZ$/osoba zadowolone. Chyba nieco mniej jest nasz rodzynek Krzyś, ktory czeka na nas na zewnątrz. Ale głośno nie protestuje.
Sam browar sprzedaje też koszulki z napisem firmowym. Po 25-35 NZ$. U nas pewnie dawno jakiś SANEPID by go zamknął. Mieści się w budynku pokrytym dachem falistym, nie zadyży. Na pólkach zaś pełno butelek po piwach z całego świata.
Browarnik wiedząc, że jesteśmy z POlski pokazuje nam butelkę po Żywcu.
Ponownie wsiadamy w autobus i jazda w kierunku lotniska. Niedaleko lotniska jest punkt obserwacyjny- jak przeczytałam w przewodniku LP- gdzieś okolo szpitala.
Wiezie nas "nasz" kierowca z wielkim tatuażem m.in. na szyii; w postaci pająka. Mówię, że checmy wysiąść w Black Rock, a on na to gdzie konkretnie bo to duży teren. Taaaaak duży, zwlaszcza, że wyspa ma około 13.000 mieszkańcow i 32 km wokół niej.
Idziemy w kierunku szpitala, pod górę. Dochodzimy do szpitala, jakiś mężczyzna pyta lekko zdziwiony czego szukamy. My, że Lookoutu. Pokazuje nam wąską drożkę pod górę. Droga jest strasznie śliska. Całą noc padało, a właściwie lało. Już widzę te chmary komarów. Rezygnujemy.
Bierzemy kierunek na Ocean. Po około 30 minutach -licząc od szpitala- znajdujemy Czarną Skałę. Tabliczka informacyjna głosi, że ma 1,9 mlm lat. Służyła jako miejsce kultu. Dziś na okolicznych skałkach wysiadują młodzi ludzie, nie widać kultu tylko butelki i puszki po piwie.
Niedaleko ładna piaszczysta plaża.
Wracamy do Muri. Jeszcze trochę plaży i kąpieli. Kawa w nadbrzeźnej kawiarni.
Dziś - 4 dni w tygodniu- jest Muri Market. Na nim zaś dobre żarełko i ciasta. Dania, duże, kosztują w granicach 12-16 NZD. Jakieś pomniejsze naleśniki i hamburger taniej.
Biorę krewetki w sosie czosnkowym. Z ryżem. Krewetki i sos pan przyrządza przy mnie. Do sosu dodaje mleczko kokosowe, szyczypiorek i co tam jeszcze. Sos jest pyszny, a krewetki wielkie. Jestem happy.