Sznury autobusów wloką ludzi na plażę Pigeon. Zatrzymują się przed wjazdem, uiszczają opłatę. My wchodzimy pieszo, nic nie płacąc.
Plaża jest "zorganizowana", dużo miejsc postojowych, kioski z pamiątkami i ciuchami, bary, restauracje. Są przebieralnie, toalety, a na plaży leżaki.
Są i darmowe altanki, gdzie można posiedzieć, zamiast poleżeć na plaży. Jest i molo, z ktorego odbijają stateczki na pobliską rafę.
Zajmujemy miejsca pod palmami, rozkladamy ręczniki.
Tyle, że jest przypływ i co jakiś czas musimy wycofywać się.
Słońce dziś praży niemiłosiernie.
Około 15.00 schodzimy z plaży wracamy. Po drodze jeszcze jedzonko w innym barze.
Jedzenia to oni nie mają za dobrego. Ja najczęściej ląduję z kurczakiem, a do tego ryżem lub frytkami i sałatą.
Jedyne oryginalne żarcie to byla, 2 dni temu, iguana na talerzu Basi i Edyty.(porcja za 70 TTD; przeważnie zestaw kosztuje w granicy 40-60 TTD).
Wieczorem cisza wokół, w przeciwieństwie do 2 poprzednich dni, gdy ludzie zjechali na weekend.
INFO
-komarów nie ma, rzadko zdarzają się czarne muszki, które gryzą,
- ruch lewostronny,
- mieszkańcy to prawie 100% rasa czarna, rzadko hindusi czy biali,
- ludzie są przyjaźnie nastawieni do turystów, często zagadują, a standardowe pytania to skąd jesteś?, jak ci się podoba Tobago?,
- pytania o rejs, ale nie są natarczywi,
- w sklepach i aptekach kupisz wszystko czego zapomnialeś, a jest ci potrzebne.
- dużo rastafarian, kierownik na sąsiadującej budowie ma dredy prawie do ziemi,
- domy nowe, jednopiętrowe, nie jest to biedny kraj 3 świata,
-śmieszne kosze na śmieci w wielkimi dziurami, a w nich reklamówki ze śmieciamim
- bezpiecznie.