Laski obudziły mnie już o 5.30 gdakając między sobą. O 6.30 miało być śniadanie, a o 7.00 wyjazd. W końcu schodzimy na dół, czekamy na śniadanie, a tu nic. Około 6.40 pojawia się facet i pyta nas coś o "citrin", a Andriu na to "herbata z cytryną?"
Potem pan zgadał, że jest naszym kierowcą do PN Chitwan, z tym, że oni mówią coś jak Citwan. No to OK, w końcu dali te jaja na śniadanie i o 7,10 wyjeżdżamy. Dziś MH już nie siedzi mi na kolanach. Dla naszej piątki jest duży 10 osobowy busik, po drodze kierowca zabiera jeszcze swojego syna.
Droga kręta jak cholera. Widoki niezłe. W dole rzeka, droga wąska,dziur , że ho, ho, ale tutejsi wyprzedzają się bez pardonu. Momentami mamy przysłowiową śmierć w oczach. Jedziemy 5 h, z tym, że jedną godzinę zmarnowaliśmy na postoje.
Kierowca dowozi nas do hotelu w Sauraha. Ma ciut problemu z jego znalezieniem bo hotel nazywa się Jungle World Resor, atu tych resortów, no i Dżungli kilka.
Jest ładny basen i dużo zieleni.
Idziemy do wioski. Wpadamy do kilku z licznych tu b iur organizujących wycieczki do dżungli. OK, w końcu decydujemy się na 7-8 h za 28.000 tysiaków (stargowane z 30.000Rs.) Wychodzi po 5.600 Rs/osoba, a w tym po 2.000RS za permit/osoba. Wyjazd o 7,00.
Tak w ogóle to Lidka miała dziś przegwizdane w busiku. Siedziała przede mną i spała zamiast oglądać widoki. Więc w ramach zemsty za przedwczesną pobudkę mówię do Niej: patrz jaki fajny most. Po chwili ona znów śpi. Wówczas zaczęłam gwizdać, tak cichutko oczywiście.