o 13.00 zmieniamy lokum. Z Pointe du Bout do I' Anse Mitan mamy ok. 1 km.
Na szczęście nie muszę do FDF płynąć, aby klucze oddać, ponieważ pani właścicielka przyjechała, aby je odebrać.
\No to sru. O 13.30 jesteśmy przed apartamentowcem Villa Melisa. Jest recepcja, tyle, że nikogo w niej nie ma. O w mordę!. Robimy podchody razem z panią, która brudne pościele do pralni odbiera. OK, czekamy tylko 30 minut.
Dostajemy apartament, który miał mieć 1 sypialnię. Tu zamiast sypialni studio, a sypialnia odgrodzona ścianką niesięgającą sufitu.
Ale za to jaki widok z okna. Cały "but" wraz z Fort de France u naszych stóp.
Jak tak, to ja z tego albo i drugiego buta do Les Tros - Ilets. Zajmuje mi to 50 minut w jedną stronę. Po drodze mijam jakieś muzeum, a właściwie to drogowskaz do niego. Idę dalej, do centrum.
Po drodze mijam kilka ładnych, starych i drewnianych domów; niestety rozpadających się. Miasto Józefiny tylko na kościele uwieczniło jej miejsce narodzin, aczkolwiek napis jest po francusku i do końca nie wiem jak go przetłumaczyć, bo i Leon co ma napalić czyli Napoleon na niej występuje. (Cholera tu i tak ciepło).
Trafiam na cmentarz i na pogrzeb. Jeden z grobowców budzi moje zainteresowanie bo jest wyłożony kafelkami w kwiatki.
Tym sposobem zimą i wiosną
kwiatki na truchle rosną!
Tak poważnie to obok sklep z pamiątkami! Znów przepłaciłyśmy za magnesy.
Poza tym ile tu różnych różności
niech się pan nie złości
mało co kupiłam
bo rozsądna byłam!
Teraz o pogodzie.
Na Martynikę poleciałam
i tu się przekonałam
co to pogoda w kratkę,
a nie żadną inną łatkę!
kilka minut pada, potem słońce godzinami świeci
i co na to grzeczne i niegrzeczne dzieci!
Za to ciepło cały czas
i jak nie kochać NAS (w ten czas!)
A ponadto ten widok z okna jest zabójczy!
Tak sobie siedzimy, rumek popijamy
internet i dobre humory mamy!
I to tyle, cześć
jutro pójdziemy coś zjeść!