Po śniadaniu opuszczamy hotel, a szkoda bo fajne duże pokoje, basen, ciekawe położenie.
Najpierw zatrzymujemy się w lokalnej wiosce o nazwie Bara. Domki z gliny. Hodują zebu czyli krowy, trochę manioku i kukurydzy
Zaglądamy do jednej z chat. Bida z nędzą życie pędzą.
Dzieci biegają boso, dorośli w klatkach, japonkach lub boso.
Potem zatrzymujemy się w rezerwacie Anja. Stanowi on własność wspólnoty wiejskiej.
Wejście do niego jak i do parków narodowych po zakupie biletu i tylko z przewodnikiem. Ceny dla Europejczyków inne niż dla swoich. Od około 15 do 23-25 euro.
W Anji króluje lemur katta czyli bajkowy król Julian.
Po drodze są kameleony.
Ponieważ mamy odwrót z regionu południe w kierunku stolicy witają nas terasy ryżowe. Jest też niewielki rejon uprawy winorośli. Nasz pilot częstuje nas białym i czerwonym winem
Takie sobie.
Jest też wizyta w sklepie i warsztacie wyrabianego tu jedwabiu, papieru. Na koniec w atelier Pierre Mam
Tutejszego fotografa. Podobno bardzo znanego .
Zrobiliśmy dziś około 300 km. Wytrzesieni po tutejszych drogach około 18.30 przybywamy do hotelu.