Po wczorajszych duchowych przeżyciach dobrze mi się spało, tylko trochę mało. A to czas iśc już w drogę czyli buty na nogę.
Dzisiaj zwiedzania ciąg dalszy nastąpił. Dominowały kościoły.
Na początek Bazylika św. Ambrozego, bo największa (po Duomo) podobno. Tu pogrzebali Ambrożego, podobno ś(c)więtego, patrona Mediolanu.Później kierujemy się na dzielnicę Navigli, z kanałami. Tyle, że dziewczyny włażą do jakiegoś kolejnego sklepu=domu towarowego, a potem dzielnicę zaliczamy, ale tak trochę z boku.
Potem kolejna brama i kolejna Bazylika. Tym razem św. Eustorgio (był taki?). wreszcie strasznie zmęczone melinujemy się w jakiejś mikro kawiarni, przy kolejnej bramie.
Kawa owszem niezła tyle, że niezbyt duża jak za 3 Euro.
Mijając kilka następnych kościołów i wieeeeeeeeeele sklepów wracamy na plac przy Duomo.
Rozchodzimy się.
A na ulicach i w sklepach dosłownie przewalają się tłumy ludzi. Wygląda to tak jakby tu nikt nie pracował tylko zakupy i zakupy robili. Na wielu ulicach i chodnikach stoją czarni mieszkańcy tego kraju oferując "oryginalne" torebki, paski portmonetki itd firm Prado, Versace i innych. Albo dla odmiany szale, rękawiczki. Albo jakieś takie galaretowate niby owoce, które demonstracyjnie podrzucają do góry, toto spada rozpłaszcza się, a potem wraca do pierwotnej formy i kształtu. Za całe 1 Euro od sztuki. Oczywiście są i inne towary, równie badziewne.
Jesteśmy głodne więc kierujemy się na obiad, tyle, że jest przerwa i większśc knajp pozamykana.
Potem idę jeszcze na ul. Via Bronzetti 16, gdzie mieści się reklamowany w przewodniku outlet, z firmowymi ciuchami. Tyle, że jedną z 2 rzeczy jakie mi się tam podobają to futro z popielatych norek, łączone z materiałem. Nie kupuję jednak, podobno naturalne futra nie są modne. ( Ha, ha, ha -po przecenie 5.000 Euro).
Wieczorkiem panie stroją się do La Scali, ja zaś wypuszczam się w kierunku dworca centralnego. Tyle, że deszczyk kropi. Więc w końcu daje sobie luz z tym budynkiem dworcowym, przynajmniej dzisiaj. Maszeruję po Corso Buenos Aires, gdzie z prawej i lewej ludzie i sklepy, sklepy i ludzie. Drobne spożywcze zakupu i o 20.30 siedzę w domku z gazetką.Czekam na opowieści jak było na balecie.