Wstaliśmy dość wcześnie, a może późno. Zależy jak patrzeć.
Po małym śniadanku oddajemy bagaż na przechowanie i w miasto. Dzisiaj zwiedzanie. Czekają nas dwie pinakoteki. Stara i nowa. W tej drugiej po obejrzeniu kolejnej wersji Słoneczników van Gogha stwierdzam, że dość już tych kwiatów. Chyba przestałam je lubic.
Jest też 1 obraz E. Muncha, tego od „Krzyku” na moście. Ten „tutejszy” przedstawia kobietę ubraną w czerwienie, na tle miasta. Taki trochę nietypowy. Mnie przynajmniej nie kojarzy się z tym malarzem.
W starej 1 obraz Leonarda da Vinci. Za to kupa różnych Rembrandtów i innych malarzy z okresu XV-XVIII wiek. W każdym razie jest co oglądac.
Wejścia do muzeów w niedzielę tylko za 1 Euro, za to obowiązkowa szatnia 0,75E. Ludzi dużo.
Potem metrem przemieszczamy się w okolice wyspy muzeów na Izarze. Spacer wzdłuż tej rzeki. Na dole młodzi ludzie wylegują się na kamieniach. Niektórzy nawet w strojach kąpielowych. Jest około 20C. Zwiedzamy kilka kolejnych kościołów, aby w końcu dojść na runek- dziś niedziela, więc nieczynny. Za to wisi już coś w rodzaju bożonarodzeniowej choinki.
Potem jeszcze nowy budynek synagogi. Zamknięta. Obok muzeum poświęcone Żydom. (wstęp- 5 Euro). I tak dalej, i tak dalej. O 18 z minutami ruszamy z powrotem na lotnisko.
Wszak o 21.15 wylot.