Po kolejnym śniadanku, z plecakami idziemy z naszego Rancha na dworzec ADO, to niedaleko po 12 minutach na miejscu.
Kolejny etap to nabycie biletów na autobus z Tulum do Cancun. Jedyne 118 M$ za autobus firmy AU. Takim to jeszcze nie jechaliśmy. Na dzień dobry spóźnia się o 15 minut, zamiast wyjazdu o 10.20 o 10.35.
Po ok. 2,5 h jesteśmy na dawno nie widzianym dworcu autobusowym ADO w Cancun. Stąd tylko kilka kroków do zarezerwowanego przez hotels.com hotelu Parador. Wczoraj z konta ściągnęło mi za niego 152 zł (konto nie jest zablokowane, przyjrzałam się uważnie i nie było - o blokadzie - info z banku tylko 2 spamy z próbą wyłudzenia danych do konta.
Oczywiście jak wybierałam hotel to wskazałam na 3 osoby.
Potem na maila z hotels przyszła rezerwacja na 2 osoby. W sumie do interesu trzeba było znów dopłacić 70 M$.
Tyle, że jest basen, śniadanie w cenie i blisko dworca.
Poza tym ozywiści pokoju jeszcze nie było, facio wskazał na wywieszkę, że dopiero od 15.00 (była 13.00). Na szczęście zostawiłyśmy bagaże i poszlyśmy na Mercado 23.
Turystów tam tyle, co pies napłakał. Co do sprzedawców to strasznie natrętni. Ceny nie najgorsze.
Po obejściu mercado 23,w pobliżu znalazłyśmy fajną knajpę.
Dziewczyny wzięły po kotleciku, z dodatkami.
Jednym z dodatków był liść jadalnego kaktusa. Ceny w miarę, bo za tego kaktusa z dodatkami i kawą wyszło 90 M$.
Później wróciłyśmy do hotelu Parador, gdzie w końcu dostałyśmy pokój. Przebrałyśmy się i szybko na basen.
Zmienili nam czas wylotu z 15.25 na 16.00.
Pieniążki liczymy już w każdą stronę, aby wydać wszystko i nie przywozić nic do Polski.
Lot,który nas jutro czeka to niecałe 11 h, na pociechę dodam, że to nieco szybciej niż w tę stronę.