Śpimy do oporu, gdyż czeka nas długi dzień i wieczór w związku z nocnym wylotem.
Ostatnia kąpiel w Islandii, w ciepłej łazience, oczywiście, śniadanie we własnym zakresie. W końcu około 11.00 wyruszamy w drogę.
Najpierw do Hveragerdi, gdzie mamy szczery zamiar wykapać się w cieplej rzece.
Wg. planu dojeżdżamy na parking przy rzece, na końcu tej miejscowości. Stąd do cieplej rzeki można dostac się tylko na pieszo. No ewentualnie konno. Drogowskaz pokazuje, że to tylko 3 km. Ruszamy. Wieje, żeby nie powiedzieć iż p....i. Do tego co chwila deszcz.
Droga trudna, miejscami wąska, grząska. Jakby tego nie było dość to jeszcze cały czas pod górę.
No mówię Wam takie małe Tongariro !!!! (szlak 19,6 km na wyspie pn - Nowa Zelandia, który udało mi się swego czasu pokonać, a potem nie mogłam 3 dni nogami ruszać.)
Nie lubię gór, więc dochodzę do ciepłej rzeki ostatnia. Po drodze podziwiam bulgoczące, w innych miejscach parujące wody.
Po dojściu do miejsca, gdzie można się kapać jestem tak zmęczona, że rezygnuję z kąpieli. Kąpiących niewielu. Widać, że podesty z drewna zrobiono niedawno. Brak toalet, czy choćby małych zadaszeń w miejscach gdzie zostawia się odzież. Brak miejsc do ewentualnego przebrania się. Ubrania nieliczni kąpiący się zostawiają na podeście.
Wracamy. Powrót już łatwiejszy bo schodzi się w dół. Miejscami ścieżki rozdeptane i osrane przez konie.
Wracamy do "naszego" Nissana Terrano, jedziemy na dobrą zupkę brokułową ( i tanią 850 koron z chlebkiem + kawa) do centrum informacyjno =handlowego, zaraz przy zjeździe z trasy nr 1. No i jest tu też toaleta.Darmowa.