Trzeba przyznać, że o świcie to nie wstałyśmy. Ubieranko i śniadanko. Dziewczyny to nawet kiełbasą białą, którą gospodarz zostawił wczoraj się pasły.
Potem obok Ambasady Turcji, w ulicę Puszkina i do centrum. (Ambasada wielka jak diabli. Nie to co polski konsulat, który widziałyśmy wczoraj. ) Celem był dworzec kolejowy.
Niemniej po drodze zaliczyłyśmy sklep z winami, tutejszymi. Ceny od ok.50 lei za butelke 0,7l, najdroższe ponad 1.100 lei (ok.210zł)
Po pewnych poszukiwaniach dotarłyśmy na dworzec kolejowy. W planie był przejazd jutro z Kiszyniowa do Odessy, koleją. Niestety na miejscu okazało się,że pociąg jeździ tylko w soboty i niedzielę.
No to lecimy, na nóżkach dalej, na Gare du Nord skąd autobusy odchodzą w kierunku Odessy. Jest ich dość dużo, teraz w sezonie to mniej więcej 1 na godzinę. Bilet ponoć 155 lei, ale dziś go nie kupimy, dopiero jutro.
Z ww. dworca wsiadamy w taxi i za 60 lei (wg. umowy, przepłacone) każemy się wieźć do La Plancinte. To tutejsza sieciówka, ale jedzonko rzeczywiście niezłe.
Dziewczyny dalej w kurs, a ja do domku.
Jutro mamy nadzieję autobusem dojechać do Odessy, gdzie mamy rezerwację na 2 doby.
Tak jak pisał Wojtek wczoraj zegarki poszły 1 h do przodu.
I jeszcze powiem, że Kiszyniów nam się generalnie podoba. Dużo parków, drzewa w zasadzie przy każdej ulicy. Szerokie ulice w centrum, a zabudowa niska.
A w aptece to nawet normalny rtęciowy termometr dziś kupiłam za 39 lei (ok.8zł).
Po drodze byłyśmy też na ryneczku / bazarze z pamiątkami. Niestety fotki na geobloga nie chcą wchodzić. bo za duże. Muszę parametry zmienić.