Wstajemy raniutko, to jest przed 8.00. Szybka kawa przygotowana przez współspaczkę i w drogę. Schodzimy do metra zielonego, nr 2 (łącznie 3 linie), gdzie pani z jakiejś informacji pomaga nam kupić bilety z automaty i udziela info jak się poruszać. (Bilet 1.400 W) Wsiadamy, jedziemy 3 przystanki, aby zmienić linię. Dojeżdżamy do dworca południowego, prawie na peryferiach miasta. Kupujemy bilety za 7.100 W, okazuje się, że już za 2 minuty autobus do Haein-sa. (Bilet 7.100) Pokazuję potem bilet kierowcy, aby wysadził nas we właściwym miejscu. Po godzinie i 20 minutach jesteśmy. Tu oczywiście następny bilet, tym razem za 3.000W do świątyni, a właściwie zespołu świątyń.
Przedzieramy się przez rząd straganów z jakimiś ziołami, roślinami, grzybkami, częstują nas suszonymi/ prażonymi? buraczkami, które są słodkie i smaczne. I tak w górę około 1 km. Tu przez majestatyczne bramy, za którymi ciągnie się rząd lampionów wchodzimy na teren świątyń. Caly czas lekko w górę. Niestety budynki zamknięte, tak, że nie możemy zajrzeć do środka. Otwarte jakieś kaplice, boczne w zasadzie z Buddami.
Na jednym z placów miniświątynia z olbrzymim bębnem i dzwonem. Na samej góze jeszcze jeden Budda czeka na nas.
Poza tym znaki, które Niemcy lekko pozmieniali i znane są u nas jako "hackenkreuz" .
Kilku mnichów przechadzających się, w oddali ładne góry. W pobliżu górski strumień. Widokowo pięknie. Świątynia ma swoje początki w VIII wieku, oczywiście później rozbudowana, przebudowana. Słynie z tego, że do jej budowy użyto ponad 80.000 drewnianych belek.
Budynki majestatyczne, mimo, że kolorowe.
Wracamy autobusem o 12.20 do Daegu.
Najpierw obiad w okolicy dworca południowego. Każdy bierze coś innego.
Ja dostaję pierogi z mięsnym nadzieniem. Wreszcie coś dobrego. Basia idzie na całość czyli miejscowego chaboszczaka, Lidka i Marzena biorą jakies pierogi, inne niż moje, a M. z Krzysiem po zupce. Płacimy od 4.000 do 5.000W.
Wszyscy happy.
Metrem podjeżdżamy w pobliże muzeum National. Po pewnych kłopotach znajdujemy je. Darmowe. Sal niewiele, ale eksponaty fajne.
Trochę garów, zardzewiałych mieczy, ubiorów, biżuterii. Mnie najbardziej podoba się głowa smoka z IX wieku.
Wracając nabywamy po piwie, np. butelka Cass fresh, o pojemności 0,640l za 2.380W. I tak się kończy nasz dzień.
W ciągu dnia było ładnie ciepło czyli około 18-20C, natomiast wieczorem zimny wiatr. Na szczęście nie padało.
www.haeinsa.or.kr
http://daegu,museum.go.kr