najpierw oczywiście śniadanko, przygotowane własnoręcznie (panie H. czy M. nie umie robić jajecznicy?).
Po około 20 minutach dojeżdżamy w pobliże lotniska Hato, a dokładnie do jaskini Hato, od której wzieła się nazwa lotniska.
Duży i darmowy parking. Autobus z wycieczką. Podchodzimy do budynku gdzie jest i kasa i kawiarenka.
Bilet to 9 $ lub niecałe 16 tut. guldenów/ osoba. Kawa to 3,50 guldenów. Jeśli ceny są w tut. walucie to najłatwiej pomnożyć razy 2, a wynik będzie w PLN.
Czekamy do 10.00 bo wejście tylko z przewodnikiem.
Jaskinie jak jaskinie. To m.in. tutaj ukrywali się niewolnicy. Pani chcąc nam zademonstrować jak tu ciemno na chwilę wyłącza prąd.
Faktycznie nawet własnego nosa nie widać.
Potem dojeżdżamy na najdalej na zachód wysunięty cypel - to Westpunt. Plaża tu taka sobie, ale ludzi dość dużo. Zaraz przy mostku mężczyźni odbierają ryby i je czyszczą. Niedaleko restauracja w ktorej będziemy je spożywać. Bierzemy mule. Ości prawie nie mają ale jakieś suche. Za 1 porcję z sałatką, smażonymi bananami i bułką płacimy po 17,50.
Jest tu też kościół św. Piotra. Ten święty trochę poczerniony jakiś, za to z łodzią. W środku skromnie.
Jedziemy dalej. Zatrzymujemy się nad zatoką santa Marta. Widoki, że hey!
Po drodze przebiega jakiś ładny kolorowy ptak, tyle, że nie daje się sfotografować, uciekł.
Znajdujemy też przepiękną, piaszczystą plażę, To playa Laguna. Tyle, że od jakiegoś czasu kropi, więc rezygnujemy z kąpieli.
Kolejna atrakcja to Flemingo Beach. Są ptaki, w miarę blisko można je podejść.
Wracając wpadamy jeszcze do stolicy. Niedziela i pusto w mieście. Czynne nieliczne knajpki przy Emma Bridge.
Siadamy, kawkę zamawiamy, widoki poodziwiamy. Jak na takie miejsce to kawa tania, gdyż ceny startują od 5 guldenów (+10% )