O tym, że na Geoblogu nie ma wszystkich państw pisała już kiedyś "ZielonaGóra".
I teraz też stronę francuską trudno nazwać Antylami Holenderskimi, Francją, próbowałam Francuskie terytoria PoLudniowe i Antarktyda, ale też nazwa miasta _Marigot- nie "wskakuje".
ALE:
z strony holenderskiej na francuską to busikiem jakieś 15-20 minut. W Marigot ceny już w Euro. Jeśli dysponujesz dolarami to też nie problem, gdyż w kawiarni, blisko Oceanu kelnerka pyta w jakiej walucie. Ostatecznie za filiżankę dobrej i mocnej kawy wychodzi po 3 Euro.
idziemy na wybrzeże, aby zobaczyć co z promami na Anguillę. Niestety wszystko pozamykane, żadnych promów; można na dziś tylko pomarzyć.
Robimy rundkę, rezygnując z wspinania się na pobliskie wzgórze z resztką twierdzy.
Z pocztą podobny problem jak po drugiej stronie granicy, której praktycznie nie ma.
W mieście czynne dużo bankomatów, sklepów i restauracji. Więcej niż po stronie holenderskiej.
Niemniej widać po palmach, znakach, latarniach, budynkach- zwłaszcza dachach zniszczenia po Irmie.
Wiele aut ma zniszczone szyby, czasem posklejany, niektóre są nieźle poobijane.
Po drodze widziyy też sporych rozmiarów jacht, którego z mariny wyrzuciło przez jezdnię i stoi sobie za nią.
Powrót z Marigot- busik z dworca, za 1,50 $/osoba, kierowca zatrzymuje się w okolicy Cole Bay i łapie dla nas drugi bus do Maho Beach (kolejne 1,50$).
Miejscowych poczucie humoru nie opuszcza, gdyż na Maho Beach serwujemy sobie drink Irma (4$).