czyli wyprawa Basi i M. na obserwację krabów.
A tych jest dużo, wysiadują na brzegu oceanu wsrod muszli i koralowców. Mają różne kolory. Są czerwone, czarne i beżowe..Różnych rozmiarów od 2-3 centymetrowych do kilkudziesięciu centymetrów. Dziewczyny zbierają też muszelki, o różnych kształtach.
Poza tym podziwiamy tutejszą roślinność, a zwłaszcza kwiaty.
W nocy często pada. Tu i teraz jest pora deszczowa. W dzień przeważnie słońce, czasami zza chmur. Ale i tak nieźle opala. Przekonała się o tym Basai, która pierwszego dnia zasnęła i tak się zjarała, że cały panthenol jej wyszedł po 2 dniach. Niemniej nawet gdy pada jest ciepło i czasem również wówczas korzystamy z basenu.
Ludzie tu mili, w związku, że wyspy Cooka związane są z Nową Zelandią wyszyscy mówią po angielsku. Niekiedy między sobą w tutejszym języku. Niestety, bardzo dużo ludzi, a w tym młodzi i dzieci są bardzo otyli.
Bardzo ładne są tutejsze pieniądze, bilon. Np. 2 NZ$ w formie trójkąta. Banknoty to wyłącznie dolary nowozelandzkie.
W ramach obiadu idziemy do pobliskiego sklepu Sugar Brown. M. i ja bierzemy burgera z wołowiną i sałatą za 7 NZ$ sztuka.Basia kupuje w sklepie tackę z gotowym żarciem. Na niej ryż z kurczakiem ( 8 NZ$).
Na deser fundujemy sobie lody w gałkach. ( 1 gałka -2 nZ$, a 2 to 3 NZ$.)
Ja połakomiłam się na dwie miętowo- jakieś tam owocowe.