Tak, tak wracamy.
Wczoraj jeszcze dziewczyny zrobiły wypad do stolicy. Najpierw poszły do Ogrodu Botanicznego, gdzie za wstęp zapłaciły po 100 rupii. Tam główną atrakcją były komary i jakieś takie gryzące.
Kwiaty i rośliny nieoznaczone
to i wyszły z ogrodu niezadowolone!
Ponieważ odlot bliski to poszły jeszcze na miasto po magnesy, mydełka i inne pamiątki.
Dzisiaj ja z kolei wybrałam się na ostatnie zakupy. Sklepy głównie pozamykane, wszak to niedziela. Niemniej udalo mi się kupić kilka magnesów, mydełka i inne pierdołki.
Potem poszłam nad zatokę, chwilę posiedzieć w marinie. Na koniec jeszcze zakole jakiś bagien z ptakami.
Szybko wróciłam do Anse Royale, Tam jeszcze super rybka w take away-u, obejrzenie z zewnątrz tutejszego Uniwersytetu.
Do domku, pakować się.
Taxi zamówiona na 22.30, odlot o 01.45 (kalendarzowo poniedziałek).
Najpierw stoimy na balkonie i wypatrujemy auta.
Potem....
Pozamykałyśmy apartamenty, klucze do nich zostały w umówionym miejscu. Stoimy na ulicy.
A czas mija, ot tak sobie leci.
W końcu Beata dzwoni do faceta, który miał przysłać transport.
Okazuje się, że facet pomylił dni. Owszem taxi miała nas zabrać tylko rano o 10.30.
No i masz babo, a nawet baby placek.
Około 23.00, ciemno, sklepy pozamykane to i ruchu ulicznego nie ma. Restauracja, gdzie ewentualnie możnaby taxi zamówić zamknięta.
Beata wybrała się na posterunek tut. Policji.
Jak poszła tak jej nie ma z 15 minut, w końcu idę sprawdzić co tam się dzieje. B. stoi przed barierką i nawija. Daje mi znaki, aby nie przeszkadzać. Wychodzę.
Za chwilę podjeżdża policyjny samochód. Sprawny tak jak i polskie, tu się klamką drzwi nie otwiera, tam kufra nie można zamknąć, ale nic to jedziemy na lotnisko.
Uffffff, zdążyłyśmy. Przed nami super kolejka, która w miarę się przemieszcza. Dostajemy bording karty. Idziemy.
Potem lot najpierw do Zurichu, a stamtąd LOT-em do Warszawy.
I tak przygoda była
ale się skończyła
morał z tego taki,
na następną zbieraj miedziaki!