czyli 105 na koncie.
Rano na Tobago deszcz. już się martwię, że w drodze na lotnisko zmoknę. Ale nic to, padać przestało. Idę. 15 minut i jestem.
Dziewczyny zmieniają lokal na kolejne 2 noclegi.
Pani proponuje mi wcześniejszy lot. OK, mowię. lecę o 8.35 do Piarco na Trynidad. Tam do Food Courtu na dobrą kanapkę i kawę. Czekam bo dopiero od 10.10 zaczynają odprawę. Tym razem lecę LIAT Air. Całego lotu 40 minut. Same chmury, oceanu nie widać. W samolocie 68 miejsc, a podróżnych 16. Takie tutejsze tanie linie, bo na pokładzie 2 stewardessy, a nawet wody nie dają. Tylko bilety drogie, bo za bilet powrotny zapłaciłam prawie 240 USD.
Na lotnisku nie widzę kantoru, ani banku. No trudno idę do hotelu pieszo, bo to niecaly km.
Pani z recepcji daje mi klucz.
I tyle na tę chwilę.