Kto rano wstaje (o 4.30) ten ogląda wschód słońca w Himalajach. Zwłaszcza na tle Annapurny I, II i III.
A to właśnie my!
Wyjazd o 5.00. Po kilkunastu minutach jesteśmy w Sarangkot. Wstęp po 60 Rs. Idziemy do 3 piętrowego domu, gdzie częstują nas lurą. Oczywiście nie za darmo, lura to 100 Rs.W budynku mieści się sklep z szalami, kocami i innymi pamiątkai. Ale tak naprawdę to żyją z lury i herbaty serwowanej oglądającym wschód słońca.
Najpierw jest ciemni wszędzie, bo głucho to na pewno nie!. Setka turystów w 1 budynku okupuje wszystkie miejsca, gwar jak w wieży Babel. Powoli zaczyna się rozjaśniać.Góry nabierają barw i konkretnych kształtów. Potem słońce bierze się do roboty wychodząc zza chmur.
UWAGA
do czasu na zdjęciach dodać trzeba 1 h.
kolejny etap zwiedzania zaczyna się po śniadaniu. Jedziemy najpierw do Dev's wodospadu. (wstęp 30 Rs). Wodospad jest głośny, ładny lecz gdy się widziało wcześniej Iquazu, Niagarę i wodospady w Islandii to ten się do nich nie umywa.
Potem wspinamy się do białej świątyni o nazwie World Peace Monastry.
Byliśmy też w strefie dla uchodźców z Tybetu. Aby przeźyć trudnią się tkactwem. W dużym sklepie oferują do sprzedaży chodniki i dywany. Ich ceny zaczynają się od 110 USD za chodniczek, zależą przede wszystkim od wielkości, a także rodzaju użytych nici.
Na koniec było międzynarodowe muzeum alpinizmu (wstęp 500 Rs).
Srodze zmęczeni około 16.00 wróciliśmy do hotelu.
Wybrałam się jeszcze na masaż, aby zmęczonemu ciału dać chwilę odprężenia ( 1 h = 2.000 Rs).
Wieczór upłynął na poszukiwaniu kolacji, a potem piwko (280 Rs San Miguel, 0,65 l).