zaczął się wczoraj. Najpierw prom, który wyszedł w morze punktualnie. Odprawa, o dziwo, też szybka. Najpierw wspólna i duża walizka na taśmę, a potem my. Już pieszo bez taśmy.
Jest nawet 1 sklep wolnocłowy, tyle,że nie obsługują płynących na Gwadelupę, a jedynie na Martynikę. W ten sposób nie nabyliśmy pakietu papierosów za 26E i 1 l dżinu za 8,5 E.
Po drodze zawitaliśmy na Dominikę, która okazała się w całej postaci. Płynęliśmy wzdłuż niej więc było na co popatrzeć.
Wcześniej w sklepie na Martynice spotkaliśmy parę polaków, którzy byli nią zachwyceni. Może następnym razem!
Na terminalu promowym czekały na nas 2 kobiety, a w tym jedna mówiąca po angielsku. Po chwili podjechała duża taxi, która zabrała nas do miejsca zakwaterowania. Mamy do dyspozycji 2 domki na wsi. Do plaży jakieś 20 minut z buta.
Wieczorem oczywiście był koncert cykad. Bardzo głośny. Do nich dolączyły kozy i osły. A my na werandzie pod domem. Teraz jest tu 6.00 rano ( w Polsce 11.00), Chyba "ryki" kogutów mnie obudziły, bo jeszcze ciemno.