Około 6.00 wyjazd z hotelu. Dostajemy pakiety śniadaniowe. W nich m.in. sok z... jabłek, na dostatek tak słodki, że aż mdli.
Po niecałych 3 h jazdy busikami przerwa śniadaniowa. Oczywiście za żelazną bramą, enklawa dla turystów.
Po drodze widzimy bazar, gdzie stoiska kryte są dziurawym brezentem, brud, dzieci i kobiety z żółtymi baniakami . jakieś bieda szyby, a sorki to węgiel drzewny sprzedawany przy drodze.
Samą drogą miejscami asfaltową, reszta to ubitą ziemia.
Około 13. Wjeżdżamy do parku. Do lodge o 15.00 , na obiad.
Po nim od 16.00 druga runda po parku.
Widziałam, z bliskiej odległości kilka sloni- samców z ogromnymi kłami. Była też lwica z młodymi, pod drzewem, w trawie. Niestety w odległości takiej, że fotki nie wyszły. Dużo antylop o różnych nazwach, zebry, całe mnóstwo różnych gatunków ptaków, także nasze bociany.
Powrót na kolację. Za kolejne 25$ jutro oprócz parku wyprawa do wioski Masajów.
Po kolacji, zmęczona, zaraz kąpiel i spać.
A mój plecak jest gdzieś, gdzie konkretnie to ustalają, tak przynajmniej wynika z SMSa, którego dostałam. Dziś " ubrała " mnie jedna z uczestniczek wycieczki- Ania. Aniu dzięki za bluzeczkę i inne rzeczy.
Teoretycznie to na rachunek mogę sobie kupić potrzebne rzeczy, tyle, że na wycieczce nie ma gdzie. W sklepach same maski i drewniane rzeźby.