Trzy. Bo spałam na Babeldaob, gdzie też jest lotnisko.
Po opuszczeniu hotel, pieszo jakieś 1,5 km do Centrum handlowego.
Tam wsiadłam w busa, w nim podróżowałam sama i za 1 USD. W ten sposób przez most, który zafundowali Japończycy, przejechałam aż pod Georgeus studio. Pogadalam trochę z kierowcą, który nieźle władał angielskim.
Ponieważ mój pokój nie był jeszcze posprzątany, a była 13.00, i od 15.00 doba, zostawiłam plecak.
Poszłam do National museum.
Muzeum nie jest duże, poza tym więcej w nim zdjęć i info niż eksponatów.
Na dole jest sklep, gdzie można kupić magnesy i pocztówki.
Jest też przedstawiona historia. W skrócie 1870-1914 byli tu Niemcy, 1914-1945 Japończycy, a potem USA.
Wróciłam do hotelu, gdzie czekało na mnie studio. Hotel mieści się przy Main street.
Coś zjadłam, a przede wszystkim wypiłam, bo było 31 C.Pot po tyłku spływał.
Poszłam, przez kolejny most, na wyspę Malakal.
To tu zrobiłam fotki o zachodzie słońca.
Zaraz za mostem, po lewej, jest nieduża plaża. Przede wszystkim jednak mnóstwo zejść, w postaci schodów, do wody.
Dużo ludzi pływało, a przynajmniej taplało się w wodzie.
Duży parking więc większość przyjeżdża autami.
- aby wpuścili cię na granicy trzeba wyrobić, mejlowo, kod. Na granicy sprawdzają. Można go wyrobić nie wcześniej niż 10 dni przed wyjazdem.
- wstęp do muzeum kosztuje 15 USD.
- USD jest walutą obowiązującą, aczkolwiek są banki i bankomaty
- nie wolno wwozić e- papierosów