Okolo 5.30 rano miejscowego czasu, godzina do przodu, ladujemy w Katarze, a konkretnie Doha.
Poza teren lotniska nie wychodzi,y bo o 8.00 lecimy dalej.
Marta i ja zaopatrujemy sie w papierosy (sztanga 16-17 USD). Oczywiscie rzuccam sie na Moore- moje ulubione.
Poza tym ceny zadna rewelacja. Kosmetyki i perfumy troche tansze niz w Europie.
Ogladam tez aparaty fotograficzne, z mysla o ewentualnym zakupie. Ale nie dziekuje ceny praktycznie jak w Polsce.
Idziemy z Marta do palarni na ostatniego papieroska i za chwile odprawa do Tajlandii.
Samolot Boening 777-300 duzy, a ludzi niewielu.
Czyzby sie wystraszyli sytuacji w Bangkoku?
Bo my nie.
Wylatujac z Doha mamy kurs nad sztucznymi wyspami na zatoce, ktore z lotu ptaka wygladaja jak kwiaty, liscie palmy czy te inne w zalezy od fantazji.
W kazdym razie interesujaco.
No to do Bangkoku.