Okolo 18.00 jestesmy w Bangkoku, na dworcu.
Tu okazuje sie , ze Marta i Marzena to rojalistki. Poszly sie wpisac do wylozonej w glownej hali ksiegi.
Z popqarciem dla krola- gdyby ktos mial watpliwosci.
Juz polubilam ten dworzec.Zapory, kawalek za nim zlikwidowano, dymow nie widac z okolic parku Lumpini.
Na samej glownej hali ludzie czekajac na pociagi rozlozyli sie na srodku, spia, ogladaja TV.
Znowu z opoznieniem ok. 20 minut, bo o 19.50 wyjezdzamy. Wagon wygodny.
Pociag ma 18 wagonow.
Po drodze na roznych stacjach wsiadaja sprzedawcy napojow, cistek, owocow, kanapek.
Marta i ja idziemy do wagonu typu Wars- wita nas, aby zapalic. Okazuje sie, e nie ma nic za darmo. Napoj, a do tego papierosek.
Bierzemy wiec po duzym - ok/0,64l piwie m-ki Chang. Piwo okazuje sie byc najdrozsze, jakie tu pilysmy.
Po 130 B od butelki. Zdzierstwo.
Na dodatek przechodzi konduktor, ktory chce od nas bilety. Tlumacze wiec grzecznie, ze wagon 6, seats 13-16 sa nasze.
Znalazl bilety, ale okazalo sie , ze nakapowalna nas.
Niby to nie palilysmy tylko piwo pilysmy.