Wstajemy przed 8.00, bo o 8.30 będzie śniadanie.
Potem już tylko przelot do Poznania zostanie.
Z uwagi na pogodę posiłek podano w recepcji, a nie na zewnętrznym tarasie, no cóż...
Pokonujemy znaną już drogę do przystanku, autobusem do dworca kolejowego, przesiadka na autobus na lotnisko.
Teoretycznie to ze Starego Miasta jedzie bezposredni na lotnisko, tyle, że na rozkładzie brak godzin odjazdu.
Po drodze mijamy jeszcze stację kolejki liniowej, którą nie zdążyłyśmy się przejechac ( z nowego do starego miasta lub odwrotnie).
Po kilku minutach jesteśmy na dworcu, znowu pada. Niestety poprzedni autobus odjechał 3 minuty temu, więc czekamy pół godziny.
W końcu jest. Jedziemy. Po ok.15-20 minutach jesteśmy na Orio de Serio. Fajna nazwa!!!
Odprawiamy bagaże, do odlotu zostały 2 godziny ,więc na drugą stronę stronę pełną sklepów i outletów nie wybierzemy się już.
Odwiedzam lotniskowe sklepiki na parterze, tylko kilka i odprawiam się. Tutaj nie puszczają mnie w skarpetkach, widocznie to polska specjalnośc.
Buszujemy chwilę po sklepach tzw. wolnocłowych, kawa w Mc Donaldzie z ciastkiem, potem wyskok do palarni, gdzie brak dachu więc kropi. Wylot prawie zgodny z rozkładem o 12.30.
W P. lądujemy zgodnie z planem.
Tak narzekałam na to lotnisko, że gówniane i małe a tu bagaż przyjeżdża zaraz jak wchodzę do hali. No raz mi się udało, ale i tak czekam na dziewczyny.
Odbieram auto zostawione dzisiaj przez Malwę, z parkingu i odjazd do GW.
I to by było na tyle, tym razem.
Następny wyjazd w przyszłym roku czyli.... w lutym?, trochę słońca zimą??
Zobaczymy.
Tych zaś, którzy to czytali serdecznie pozdrawiamy
i na następny wyjazd zapraszamy .