Zazwyczaj tak to się zaczyna - kupno biletu lub biletów lotniczych, a potem ubezpieczenia, niezbędnego i brakującego ekwipunku, no i oczywiście przewodniki. Te ostatnie są niezbędne, aby zaplanować co TRZEBA zobaczyć, a co można sobie darować.Oczywiście tego, że chcę zobaczyć Galapagos to nie muszę planować, to w głowie siedzi od kiedy pamiętam.
Zaczęło się od promocji (jeszcze w grudniu 2010) w Lufthansie, bilety do Kolumbii w korzystnej cenie 525 Euro/ osoba, a więc grzechem byłoby ich nie kupić.(po przeliczeniu przez bank wyszło ok. 2.150zł). Szybkie telefony i e-maile do "mojej" ubiegłorocznej ekipy.Szybka decyzja- jedziemy, za wyjątkiem Malwy.
Ta, niestety, studia na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu zaczęła i pracuje na stypendium.Kujon na trzech Piątkach siedzący.No szkoda, ale niech się uczy, co mi tam. Tym sposobem jednak straciliśmy tłumacza z j. angielskiego i co gorsza z hiszpańskiego.
Malwę zastąpi Kamila.
Wylatujemy 12.03.2011r. o 9.30 z Berlina do Frankfurtu, a stąd o 13.30 już bezpośrednio do Bogoty. Podoba mi się nazwa tamtejszego lotniska El Dorado, czyż nie brzmi fascynująco.
Powrót z Bogoty przez Frankfurt do Berlina w dniu 09/10 kwietnia br.
No tak, ale Kolumbia i co dalej. Od lat myślałam o Galapagos. Myślałam , marzyłam i zobaczyłam (po prawdzie zobaczę).
Moje "ulubione" linie lotnicze LAN Air do końca grudnia miały promocję na loty z Guayaguil/ Quito na Galapagos. Pewnie związaną z tym, że niedawno otworzyły ten kierunek.
No to sru... trzeba było skorzystac z niej i zrobic sobie (i innym) prezent po choinkę.
24.12.2010 kupuję bilety, przez internet oczywiście. Wychodzi 179 Euro/osoba, za bilet. Po przeliczeniu przez bank na zł jest to ok.750zł.
Z allegro kupuję przewodnik Lonely Planet po Ekwadorze, zaglądam do swoich 2 starych Pascali , gdzie mam i Kolumbie i Ekwador. Szukam po internecie, forach itp informacji i gromadzę je sobie. Planuję, planuję i ... czekam.
Teraz jeszcze ubezpieczenie, srele- morele i tere fere w drogę. Na razie...
ciąg dalszy nastąpi