Rankiem na śniadanko, w cenie hotelu. Tyle, że jakoś napoje mi z rąk dziś wypadają. W końcu udaje mi się coś wypic i zjeść.
Potem pakujemy plecaki, które bez problemu zostawiamy w hotelu. Wychodzimy przed 11.00.
Jest piękny, ciepły dzień. Promenadą, wzdłuż Morza Śródziemnego idziemy do Jafy.
Ludzie spacerują, kąpią się, jeżdżą rowerami, które można wypożyczyć.
Podoba nam się port w Jafie. Przy brzegu wędkarze, stoją i pływają różnej wielkości łodzie, leżą sieci, z ktorych ludzie wydobywają muszle, jakieś inne morskie żyjątka.
Na murach starych hal dużo graffitti.
Trafiamy też na wystawę obrazów i rzeźb w jednej z byłych hal portowych.
Potem zwiedzamy Stare Miasto w Jafie. W jednej z kawiarni kupujemy kawę (10NIS), a do tego mamy własny deser czyli suszone śliwki, dobre bo polskie.
W punkcie informacji upewniamy się czym i jak dojechać wieczorem na lotnisko.
Odnajdujemy wieżę Zegarową, która ponoć jest symbolem miasta.
Zagłębiamy się w Jafę, a potem wracamy w kierunku naszego hotelu. Mijamy nie tylko wysokie nowe budynki ale i jakieś stare często niezamieszkałe rudery.
Jest ciemno, robimy ostatnie zakupy w sklepie m.in. banany (9,90NIS/ 1 kg) do hotelu po plecaki, a z nimi powoli na dworzec kolejowy Merkaz.
Szabas się skończył więc około 21.00 wsiadamy do pierwszego pociągu jadącego przez stację Ben Gurion Airport (bilet- 15 NIS).
Pociągi czyste, z wygodnymi siedzeniami. Po 20 minutach jesteśmy na lotnisku.
Pozostaje nam czekac na samolot do Warszawy. Wg. informacji na tablicach będzie on time.
Male przepakowanie, papierosków kilka. Potem toalety i woda z automatu. I tak jakoś aż do 2.30 w nocy gdy zaczyna się odprawa.