Dzien zaczal sie od tego, ze przed 8.00 dziewczyny wystartowaly przez Urubmabe, Ollantatambo do Aqua Calientes, aby jutro z rana osiagnac Machcu Pichcu.
Ciekawe jak im poszlo, szczegolnie uwzgledniajac pieszy odcinek drogi do przebycia z Hudroelektrowni do AC.
Jesli chodzi o mnie to po sniadaniu w hostelu polecialam na dworzec wskazany przez faceta, ktory jest podobno szefem hostelu.
Tam dowiedzialam sie, ze ani autobusy ani minibusy z tego miejsca do Tipon nie jezdza. Za to zaoferowano mi taxi za 170S ( lacznie z powrottem do Cusco).
Jakos nie wyrazila zgody. Pokierowano mnie na inny dworzec, ale stwierzilam, ze chyba chca mnie zrobic w konia i pokierowalam sie wlasnym instynktem.
Poszlam na dworzec przy ul. Manco Capoc. Mijajac po drodze nieczynna informacje!!.
Byl to strzal w 10, zaraz jechal autobus. ( co prawda nacieli mmnie na bilecie , gdzyz zaplacilam 5 S, zamiast 2S)
Tipon zaliczylam z kapcia czyli wchodzac na sama gore!!!. A mozecie mi wierzyc, ze bylo co isc.Prawde mowiac gdybm wiedziala, ze to tak wysoko to wzielabym taxi.
Po Inkach zostaly tu olbrzymie terasy, a do tego kanaly i woda nimi plynaca. Takze kilka budynkow, ktore byly juz mniej interesujace.
Gory i piekne widoki.
Na dodatek tylko 1 autobus z nieduza grupa turystow i 2 auta osobowe, zadnych pamiatek, straganow , naganiaczy.
Po prostu rozkosz dla oka i ucha.
Potem minibusem przejechalam do Pikillacty. Facet wysadzil mnie przy drodze do Uros, obok parku archeologicznego. Kilka minut, jak zwykle pod gore i jestem.
SAMA. Zadnych aut i busow z turystami.
Ta miejscowosc to ruiny dosc duzego miasta, polozonego za murem. Mur sie trzyma czeego nie mozna powiedziec o doomach. To w zasadzie ruiny. Do tego kilka terasow. Na trawie rozbili sie miejscowi, ktorzy przyjechali samochodami.
Przed zwiedzeniem zasiegnelam u praconikow parku jezyka i dowiedzialam sie, ze musze wrocic do poprzedniej miejscowosci nad lagunom, gdyz z Pikillacta nie m bezposrenich busow do Pisac.
Z tamtad mam jechac do San Sebastian? czy jakis inny swiety , a potem do Pisac.
No to przecisnelam sie przez stary inkasi mur, potem sciezka taka, ze hej i doszlam do tej miejscowosci.
Tyle, ze autobusy to jezdzily w zasadzie do Cusco i w przeciwna strone.
Pojechalam do Cusco- za 2S- wyladowalam na jeszcze innym dworcu autobusowym z ktorego znow na ten na Manco Capoc, blisko stadionu. Wczoraj odbywal sie na nim mecz.