Rano na śniadanie idziemy do piekarni, gdzie zamawiamy bagietki na ciepło, a do tego kawkę. Zawsze to lepsze niż owoce na śniadanie. Na drogę kupuję jeszcze małe, słodkie banany za 15 cordub (ok.1,80zł za 12 sztuk).
Kolejne pakowanie bagażu, gdyż na 9.30 jesteśmy umówieni z taksówkarzem.
Czekamy, nie ma go. Jest 9.40 wychodzę z A. na ulice, aby złapać kolejną taryfę. Poszło szybko, za 50 USD jedziemy do samej granicy.
Tu, po stronie nikaraguańskiej ruch jak w Paryżu. Uprzedzeni przez Malwę, która ma to już za sobą nie bierzemy kwestionariuszy od kolejnych ludzi, którzy oferują nam je za różne ceny, najczęściej 10 kordob. Za wyjazd z Nikaragui płacimy 2 USD + 1 USD za policję turystyczną. Potem jakieś 200 m pieszo do budynku po stronie Kostaryki.
Na słynnym automacie- kartomacie do opłat , które uiszczaliśmy poprzednio (7 USD) kartka, że urządzenie nieczynne. Dla nas to teraz nie problem bo i tak wjazd za darmo.
Kolejna pieczątka w paszporcie.
Idziemy do kasy biletowej (zaraz na granicy) gdzie kupujemy bilety na autobus do Liberi. U cinkciarza wymieniamy też trochę dolców na tut. colony. Autobus jest o 12.30 więc szybki papieros i zaraz w drogę. Około 14.00 jesteśmy w Liberi, gdzie przemieszczamy się o 1 ulicę na drugi dworzec z którego odchodzą autobusy do El Coco. ( Taksówkarze nie chcieli zejść poniżej 30 USD).
Po 45 minutach jest El Coco. I znów biegi, z Andrzejem aby znaleźć nocleg.
Potem pizzo- kolacja.
Dzień był gorący i duszny. Szkoda tylko, że ciemno robi się już trochę po 17.00.
Cała nasza 4 zgodnie stwierdziła, że Nikaragua jest THE BEST. Tanio, ciepło, dobre jedzenie, ciekawe tereny. Niestety powoli zbliżamy się do końca pobytu i brak było już czasu, aby jechać dalej.
CENY
100 USD = 53.000 Colony
1.670 Colon/ os.- autobus z Penas Blancas do Liberi,
685 Colon/ os. - autobus z Liberi do El Coco