Wczoraj zamówiliśmy śniadanie tzw. europejskie w hostelu. I to - jak się okazało- był błąd.Za nasze 4 dolce dostaliśmy na dużym talerzu mało różnych owoców, a do tego po 1 grzance, wydzielonym dżemie (który trudno było podzielić na 4 osoby- tyle go było) i kawie.
Na szczęście zaraz po śniadaniu udaliśmy się do biura z którego zawiezli nas nad brzeg jeziora Nikaraguańskiego, tam do łódki i hey... na okoliczne wysepki pochodzenia wulkanicznego. Jest ich ponoć 365. Najmniejsze można kupić już za 40.000 dolców. Poza wysepkami trochę ptaków, a na 1 małej wyspie kolonia małp z gatunku, który nazywa się pająk.
Tak szczerze mówiąc to za tę wycieczkę trochę przepłaciliśmy, bo można było pojechać do przystani samemu i tam wynająć łódkę. Ale co tam fajnie było.
Potem na miasto, trochę po sklepach, na bazar.W międzyczasie obiad.
Umówiliśmy też taxi na dzisiaj, za 50 USD do granicy.
Dominika!- Twoją owieczkę dostała ładna, mała dziewczynka. Generalnie maskotki rozdane. ;-)