Po śniadanku wyruszyłyśmy na pobliski dworzec autobusowy. Celem był Panajachel. Najpierw za 5 Q busikiem do Chimalenango, potem łapiemy następny chicken bus (za 15 Q) do ...no właśnie.
ydaje nam się , że do Panajachel, ale tak nie jest. Wysadzają nas gdzieś czyli w Los Encuentros. Jeziora nie widać, nie do końca wiemy gdzie jesteśmy.
Pytam okolicznych ludzi, gdzie Panajachel. Robią ruch ręką dookoła głowy. Każdy mówi co innego, na dodatek szybko i po hiszpańsku. Z lekka wnerwiona ruszam, a dziewczyny za mną.
Widoki super. Góry, doliny, zieleni mnóstwo. Pola terasowe. Pięknie jest. Tak idziemy, z górki, jakieś 4 km. Dochodzimy do skrzyżowania, gdzie jak wół napisano na drogowskazie Panajachel.
Pytam dziewczyny, kiwa głową, że z tego miejsca odchodzi bus do Panajachel.
Faktycznie za kilka minut podjeżdża. Wsiadamy, płacimy po 3 Q za bilet, jedziemy. Za kilka km jest miasteczko. Ktoś mówi, że pierwszy przystanek to Targ, a drugi centrum.
Wysiadamy na drugim. Znajdujemy hotel, pokój dla 3 osób za 260 Q. OK, bierzemy.
Rzucamy małe plecaczki i głodne biegniemy najpierw do parku, gdzie garkuchnie. Jemy zupę z wkładką mięsną za 10 Q. POtem na market, mnóstwo straganów. Właściwie wszystko można tu znaleźć. Kupujemy po soku z pomarańczy za 5 Q. Zakładki do książek z laleczką po 5 Q, kubełek owoców po 5 Q.
Cena 5 Q jest aktualna dla wielu przedmiotów, owoców, porcji jedzenia.
W drodze powrotnej wstępujemy na kawę i banana w czekoladzie, oczywiście łącznie od osoby płacimy 5 Q.
Potem jeszcze na punkt widokowy, gdzie oglądamy jezioro Atitlan z pewnej odległości. Dla odmiany za darmo.
I tak dzień mija. Na wieczór po piwku i do łóżeczek.
Gdzie jesteśmy i śpimy? To Solola, Ale co do tego mamy pewność na drugi dzień.