Skoro nie jesteśmy w Panajachel to będziemy.
Pierwsza zasada to nie odpuszczać.
PO śniadanku wsiadamy w autobus i za 2,5 Q, po 20 minutach jazdy z góry w dół, jesteśmy.
Po drodze , co prawda tylko z autobusu ale podziwiamy wysoki, ładny wodospad.
Po wyjściu z autobusu idziemy do punktu I. Facet twierdzi, że o 11.10 i 15.00 mamy bezpośrednie autobusy do Chichi.
No to w miasto. Najpierw jakiś miejscowy market, później maszerujemy ulicą dla miejscowych bogaczy. Widać, a raczej g... widać bo domy otoczone wysokim murem. Ale piękne bramy, zieleń, a nawet na ulicy czystko. Gdzieś przed posesją pani z pieskiem, a ten z kokardkami.
I tak dochodzimy do przystani i plaży.
Turystów nie za wielu. Miejscowi proponują rejsy do pobliskich miejscowości nad jeziorem. Niestety, czau nie mamy.
Wzdłuż straganów mrowie,