Nasza lotniskowa gehenna skończyła się wczoraj, na Okęciu, około 18.00. Skutecznie zapakowano nas do samolotu.
Mało tego! Tym razem pilot i załoga nie miała większych problemów. 18.30 byliśmy w powietrzu.
Coś tam dali zjeść, w samolocie ciut się wyludniło. W związku z czym mieliśmy 2 miejsca na 1 osobę i dało się pospać.
W Mahaborgu lotnisko nawet fajne. Tyle, że 1 z 2 formularzy trzeba było szukać. Niemniej odprawa szybka, stempel w paszporcie darmo.
Spod lotniska bierzemy taxi. Na dzień dobry chcą i 60 euro za przejazd do Flic.
Ostatecznie płacimy 40 euro. Potem jeszcze poszukiwanie naszego apartamentu Palmers.
W sumie około 11.00 przed południem jesteśmy.
Apartament duży 3 sypialnie, 2 łazienki, 3 balkony, kuchnia z jadalnią. Ale najważniejsze, że jest basen.
Do plaży jakieś 7 minut piechotą. Plaża ładna, piaszczysta, Zejście bez kamieni. Dziś niedziela więc pełno miejscowych.
Miejscowośćc niewielka, typowo turystyczna.
W centrum sklep Spar, dużo kawiarni, restauracji, trochę budek z żarciem.
Idziemy na zachód słońca, tyle, że dziś słońce zza chmur nie chce wyjść.
Potem na placuszki roti, hinduskie. Pyszne a do tego 1 za 35 rupii, były też tańsze wersje od 12 w górę.
Mieszkańcy to głównie hindusi.
Wyspa widziana z samolotu wyglądała zielono, i tak faktycznie jest. Dużo drzew, za piaskiem na plaży też można schronić się pod nimi.
I tak w zasadzie minął 1 dzień.