Sobota. Nie zabrałam -tradycyjnie- telefonu, ani budzika. Wczoraj wpadłam na pomysł, że w laptopie też powinno by budzenie. Było, znalazłam, nastawiłam lecz i tak przed nim się obudziłam czyli troche po 8.00. Zjadałam jogurt, który czekał na mnie w lodówce i o 8.30 wyszłam na porządne śniadanko czyli kawę z kanapką.
Autobus na lotnisko był o 10.00, a ja jeszcze zdążyłam mini rundkę nad rzeką wykonać.
Na lotnisku okazało się, przy próbie przejącia do odprawy, że jakiś stempel na bording kart potrzebny. No to idę, a tam kobieta odręcznie pisze numer!, i to wszystko. Potem odprawa.
Po przejściu czekam jeszcze godzinkę, wydając prawie wszystkie tutejsze denary na wodę (0,5 l za 55MDM) i loda w Mc Burger.
Lecimy, ciut ponad 2 h, lekko buja. Lądowanie w Berlinie planowo. Niestety na pełen samolot tylko 2 "graniczników", jedna kolejka dla wszystkich.
Idę na "mój parking" pod blokiem.Po drodze mijam salon Mercedesa, który reklamuje się... (patrz fotka poniżej)
Auto stoi, kto by takie stare chciał, tyle, że ptasior osrał mi prawe boczne okno.
Robię jeszcze zakupy w Frankfurcie, chemia nadal lepsza niż ta którą można dostać w Polsce, pomimo tej samej marki.
Około 19.30 jestem w GW.
Tradycyjnie czuje lekki niedosyt, przydałby się jeszcze 1 dzień w Skopje. Niestety może następnym razem.
I to na tyle, następna wyprawa za 2 miesiące, a właściwie to w sierpniu 2., z tym, że ta druga to wlaściwie weekend.
Pozdrawiam, a Skopje - zwlaszcza Stare Miasto- polecam