ląduję na lotnisku w Luksemburgu. Zaraz po wyjściu jest autobus nr 16. Kupuję u kierowcy bilet dzienny za 4 euro. Po ok. 30 minutach jestem na dworcu kolejowym. Tu nabywam następny bilet do Hagondonge, na 17.38 - za 13,60euro. Wracam 2 przystanki w stronę miasta. Łażę tu i tam. Potem wpadam na kawę do Mc Donalda przy placu broni. Płacę m.in monetą 1 euro z Malty. Ta budzi zainteresowanie, praktycznie wszyscy pracownicy sobie ją przekazują.
Potem idę przed budynek poczty głównej, gdzie umówiłam się z Pawłem, ciekawe czy po 25 latach się rozpoznamy.
Tak, nie było specjalnych problemów. Za chwilę dochodzi do nas Danka (żona P.). Wspónie zwiedzamy Stare Miasto, a potem przechodzimy na Dolne Miasto. Ponieważ nie mam zbyt wiele czasu, a P. po lunchu musi wracać do pracy zwiedzanie jest "ogólne".
Żegnam P., a Danka obwozi mnie jeszcze po Kirchbergu. Póżniej na dworzec.
Jadę do Hagondonge (którego nazwę wymawia się zupełnie inaczej, ); do Francji.
Tu spotykam się z kumpelą z którą chodziłam jeszcze do Liceum. W przeciwieństwie do P. Beatę widziałam w ubiegłym roku.
Spotykamy się przed budynkiem dworca i jedziemy do jej (i jej męża domu do malej miejscowości, której nazwy nie sposób wymienić)