Wczoraj wieczorem jeszcze krótka rundka na Chinatown. Od naszego apartamentu to tylko kilka minut.
Ciągle pada więc szybko wracamy.
Wchodzę jeszcze do pobliskiego sklepu z piwami. Jest ich bez liku, wsróed gatunków polski Żywiec i Lech. Ceny rozpoczynają się od ok.2,30C$ za puszkę, która z kolei liczy sobie niecałe pół litra. (0,454 l?).
Wina w sklepie Independent zaczynają się od około 10 C$.
Rano ostatnie sniadanie i pakujemy się. Do 13.00 musimy opuścić kwaterkę. Gospodyni na szczęście ma biuro naprzeciwko, więc idziemy do niej. Jak było wcześniej uzgodnione w e - mailu zgadza się na przechowanie bez problemu. Wracamy przez ulisę po bagaże i zostawiamy je, Odbierzemy o 16.00, a o 17.00 autobus do Montrealu.
No to jeszcze raz w miasto. W zasadzie nie zobaczyliśmy niczego nowego, za wyjątkiem kilku rzeźb i 1 mostu.
Z bagażami na dworzec firmy Greyhound pieszo, to tylko 15 minut.
Wyjazd planowy, no prawie; 10 minut opóźnienia.
Jedzimy. Wokół lasy, trochę pól. Autobus podjeżdża najpierw na lotnisko w Montrealu. Zostawiamy kilku pasażerów i do centrum. Z dworca jakieś 15 minut i jest hotel Abril du Vouyager .
Na recepcji facet nie może przestać mówić. Lidka z nim rozmawia, po francusku.
Po jakichś 20 minutach tej gadki dostajemy pokój na 3 poziomie.
Jeszcze krótka wyprawa w okolice. Kończy się lodami w Mc Donaldzie i zakupem wina, gdyż znalazłyśmy sklep.O dziwo w nim podatek wliczony w cenę. Samo wino od 8 C$ w górę, są też wódki.
No to do jutra.