Najpierw śniadanko w hotelu. Takie sobie. Coś w rodzaju placka z jajecznicy, cokolwiek by to znaczyło.
Wychodzimy po nim. Dzielnie zmierzamy w kierunku szlabanu do parku narodowego. Uiszczamy opłatę w kwocie 241 T (ok.2,50zł/osoba). Ale tak naprawdę wystarczyłoby iść brzegiem jeziora, gdzie ścieżka i bez opłaty by się obyło.
Wg. strażnika do Polany Khna jest 45 minut. My jednak zatrzymujemy się co jakiś czas nad brzegiem jeziora, aby sfotografować to jego brzegi, a to pobliskie skałki, których tu dużo.
Ciut powyżej jest droga, którą jeżdżą auta. Co ciekawe niby park narodwy, a co kawałek buduje się jakiś hotel.
I tak idziemy. Po drodze skupisko skał. Między innymi jedna umiejscowiona w jeziorze. blisko brzegu.
W końcu, w związku z brakiem kierunkowskazów już wątpimy czy idziemy w dobrym kierunku. Pytam innych turystów. Jedna z nich najpier - po rosyjsku- mi odpowiada, że 10 km, które następnie prostuje na 10 metrow. No, w końcu co za różnica 10 km czy 10 metrów ?!.
W końcu po ok.90 minutach od wejścia do parku dochodzimy do polany. Na niej wysoki "iglasty" pomnik. W pobliżu jakieś stragany z pamiątkami, restauracje, kawiarnie. Idziemy na kawę z liposzką- to taki niby chlebem, w kształcie drożdżówki.
Powrót. Basia targuje się z kierowcą, który z 500 T schodzi do 400 T.
Wracamy do naszego hotelu. Obiad. Odpoczynek. Po kolacji drugie wyjście.
Pogoda ładna, ciepło, dopiero wieczorem robi się wietrznie i chłodno.
A jezioro, za wyjątkiem brzegów skute lodem.
Jutro, niestety zmieniamy hotel, gdyż w tym nie było dla nas miejsc.