Super-wypas śniadanie, w formie bufetu. PO nim bierzemy plecaki i idziemy aż 50 metrów na przystanek autobusu nr 12. Ten zawiezie nas na lotnisko, a po drodze zobaczymy jeszcze jakieś osiedla. (ok,45 minut jazdy). O dziwo, konduktor nie bierze od nas za plecaki, tylko za bilet.
Na lotnisku zbyt dużo atrakcji nie ma. Toteż oddajemy duże bagaże i odprawiamy się. Wszystko idzie sprawnie. Po odprawie jest palarnia i trochę sklepów. A ceny w nich w euro i to takie, że ho, ho, ho. Wydaję resztę tenge, które pani przelicza na euro, po niezbyt korzystnym kursie.
Odlot ciut opóźniony, bo gdy jesteśmy na pokladzie samolotu to kapitan stwierdza, że wlew od paliwa na prawym skrzydle nie został zamknięty.
Lecimy mniej niż 5 h i prawie planowo lądujemy w Warszawie. Szybka odprawa pomimo kolejek do okienek wopistów.
Mateusz odbiera mnie z lotniska i zawozi do Ibisa Reduty. Dziewczyny- dwie- pojechały na Warszawa Centralny i w pociągi. B. zostaje w stolicy.
Po obiadku w chińskiej knajpie Mati podwozi mnie do centrum. Spaceruję po Nowym Świecie, no i okolicach. Przed 20 melduję się w Teatrze idę na spektakl z G. Barszczewską zatytułowany "Marlena. Ostatni występ" . Jest super.
O 22.30 "ląduję' w hotelu.
Jutro pociąg do Poznania, gdzie czeka na mnie autko. Wieczorkiem do GW, wszak jutro robota.
I zapomniałam powiedzieć, w ostatni wieczór przed wylotem, w Astanie, kupiłam bilety na jesienną podróż. To będzie 102, jak Rudy.
Dokąd to, kto zgadnie?