Po coli light, o której wspomnial Hop, spało się super. Wstalyśmy prawie o 10.00 tutejszego czasu (różnica 7 godzin).
Własna kawa i herbata + herbatniki + Basi kabanosy.
Po papierosku, chwila nad basenem. W samo południe przejazd z hotelu na lotnisko. Odprawiamy się w Carriben Airlines, zdajemy plaecaki i idziemy na śniadanko. Obok głównego budynku lotniska jest kilka barów, gdzie można zjeść taniej niż w głównym budynku.
Dziewczyny biorą jakieś hinduskie "kanapki' , za 8 T$, a ja klasyczną za 30T$. Do tego kawa lub inne napoje.
POtem się odprawiamy. Niestety nasze zapalniczki w podręcznym ie przeszły kontroli. Po prostu nam je zabrali.
Po odprawie chciałam zrobić fotlkę, od razu podleciala do mnie baba z obslugi, pokazując na zakaz fotografowania.
Sam lot trwał raptem 20 minut. Z góry widać, że wielki kawał Trynidadu to dziewicze lasy. Potem Ocean, a raczej morze Karaibskie (szczerze mówiąc sama muszę sprawdzić). Z góry wielka woda, w różnych odcieniach niebieskiego i turkusu.
Z lotniska do apartamentów (przez airbnb) pieszo bo to tylko 1,2 km. Oczywiście wszystko ładnie, ulica znaleziona, ale samego apartamentu nie możemy znaleźć. Bez plecaków, z M. ruszamy wzdłuż ulicy, pytamy, jak już kogoś widzimy. Nikt nic nie wie. W końcu jakiś starszy mężczyzna stwierdził, że ulica zawija w lewo. W miejscu gdzie Basia i Edyta się rozsiadły.
To dajemy w lewo. Drugi dom i jesteśmy.
Sam apartament spory, 2 sypialnie duży salon z aneksem kuchennym. Jest wszystko co trzeba, włącznie z malym basenen z zimną wodą. (Temperatura jak w Bałtyku) Ale to nic wchodzimy i się moczymy. Teraz kolejna kawka, herbatka, jakieś niedopite jesteśmy, i na zakupy. Lodowkę trzeba zapełnić.
Jutro wrzucę fotki.