Tak jak wspomniałam w poprzednim wpisie autobusem nie sposób byłoby zrobić jednodniową wycieczkę nad jezioro. Ruch lewostronny, duże natężenie ruchu, więc wypożyczenie auta i jazda nim, odpada.
Dlatego uzgodniłyśmy z "naszym" kierowcą, że zawiezie nas swoim autem. Cena to 120 USD (wszystkie), ale klimatyzowana Toyota i transport tego wart.
Kierowca przyjechał o 9.15. Gotowe czekalyśmy na niego. Jedziemy. Po drodze blisko lotniska widzimy tor wyścigów konnych. Jedziemy głównie autostradą. W okolicach lotniska do stolicy jest 3 pasmowa (w każdym kierunku), a potem 2 pasmowa. Ruch jak cholera.
Z naszego domu to wg. mapki google ciut > 100 km, w jedną stronę.
Trasę tę pokonujemy w 2 godziny.
Jesteśmy. Auto na parking. Kupujemy bilety po 30 tut. dolców per capito. Obok jest muzeum, ale zamknięte. W cenie przewodnik, angielskojęzyczny. Na naszą prośbę mówi wolno, więc większość rozumiemy.
Wchodzimy na jezioro. Przewodnik pokazuje na kwiaty, które wyrastają wśród trawy i niewielkich połaci wody. Woda to ponoć deszczówka. Są też niewielkie szczeliny, gdzie płynie, a w nich małe, max 1 cm, rybki. Na brzegach jeziora kilka gatunków ptaków, przewodnik pokazuje na 1 dyżurnego z gatunku orłów, jakąś odmianę dzikich indyków.
Asfalt pod naszymi stopami lekko się ugina, ale po chwili wraca na miejsce. Mimo wszystko czuję się lekko dziwnie. Niekiedy po stanięciu z asfaltu tryska, pod butem, niewielka ilość ciepłej wody.
Potem przewodnik pokazuje, maczając i kręcąc "dyżurnym" kijem, że smoła jest w stanie półpłynnym.
Na brzegu jest zakład wydobywczy, więc facet mówi o przetwarzaniu, o tym, że jezioro nawet po wydobyciu, po pewnym czasie się regeneruje tworząc kolejne ilości produktu.
Jest to jedyne takie jezioro na świecie, znane od XVI w., niedługo po tym zaczęto wydobywać stąd asfalt.
Wracmy. Nasz szofer zatrzymuje się w San Fernando, abyśmy mogły zjeeść obiadek. Potem po arbuzy po 2 TT$ za ...? No właśnie chyba za funt, bo kupiony przez nas na pewno nie ma 14 kg.
Jeszcze jeden sklep, gdzie zaopatrujemy się w piwko, po 10 TT$ za puszkę 0,335l.
O 15.30 jesteśmy z powrotem.
Jeszcze kąpiel w basenie, a właściwie baseniku.
Robimy piwny wieczór.
Przed nami ostatni pelen nocleg, jutro o 22.30 (tut. czasu) robimy odwrót.