Obudziłam się przed 6.00 rano. Gospodyni już szykowała bagietki na śniadanie.
Śniadanie super, jak dla mnie. Świeże mango, banany, bagietki, a do tego serek i masło oraz kilka rodzajów dżemów. Oczywiście kawa/ herbata.
Na dodatek okazało się, że dziewczyna z sąsiedniego pokoju dysponuje autem, jedzie do stolicy i nas zabierze.
W stolicy, w 3 rodzajach banków usiłuję wymienić dolary.
Nic z tego. Od turystów nie biorą, tylko od swoich bankowych klientów.
No, niezłe jaja. Chyba pierwszy raz jestem w takim państwie.
Kantor póki co nieczynny. Zaczyna o 10.00. okazuje się, że kurs identyczny z lotniskowym i opłata za wymianę też.
Ostatecznie udaję się do " ściany płaczu"
Bankomat bez problemu wydaje mi 75.000. ciekawe jak mi to w mBank u przelicza?
Papeete to niezbyt duże miasto. Otoczone górami, o niskiej zabudowie. Duży port gdzie dobiją statki z pasażerami i promy na sąsiednią wyspę Moorea.
Jest katedra, wyglądająca raczej jak nieduży kościół. Jest hala targowa z pamiątkami, kwiatami, trochę ryb i jedzenia, odzież. Ta ostatnia w typowo tutejszych kolorach, żywych, i w kwiaty.
Idziemy ładnie urządzonym nadbrzeżem w kierunku lotniska, do Carrefour. Tam po drugiej stronie ulicy przystanek,bus nr 2 i 20 na lotnisko.
Bilet u kierowcy za 200 franków
Łącznie zrobione 13 km, pieszo, gdyż okazuje się, że szczęście sprzyja dziś. Do domu wraca lokatorka z drugiego pokoju i jest kolejną podwozka.
Jutro lecę na ...