Po śniadaniu wyprawa nad Ocean, wszak trzeba usłyszeć szum fal. Najpierw na metro , stacja Moyua. Tam sympatyczny pan z obsługi pomaga mi w zakupie karty barok. Karta 3 euro, do tego 7 na przejazdy. Czerwoną linią nr 1 jadę z 30-40 minut do miejscowości Bidezabal.
Najpierw rzeka wpadająca do zatoki, potem Atlantyk. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się trasa pieszo - rowerowa, dobrych kilka, a może i więcej km. Z czego ja robię 5. Co kawałek ławki, z nich można podziwiać klify, wody. Posłuchać szumu fal.
Dla tych, którzy zabrali za mało wody ujęcia z wodą pitną.
Trochę zieleń, stokrotki i inne kwiaty.
Po drodze młyn, ruiny fortu z XVIII wieku
Wracam inną drogą, najpierw pola i stadnina koni. Po drodze domy, stare i nowe. Wracam do Bidezabal. Tam jeszcze kanapka i kawa.
Powrót do Bilbao.
W mieście znajduje funicular de Arxanda. Wchodzę na kartę Barok. Jadę. U góry punkt widokowy na miasto. Ładny plac z fontanną, zieleń, kwiaty, ławki.
Kilka fotek, więcej rzutu okiem na miasto w dole, otoczone przez niewysokie góry.
Jeszcze małe jedzonko i zakupy.
O 19.00 robi się ciemno. Pogoda dzisiaj była super, około 21-23 C. Nawet nad oceanem nie wiało, przynajmniej na trasie, bo gdy w dół klifu spojrzałam to fale jednak były.
Pierwotnie myślałam, że zapuszczę się poza Bilbao. Jednak odpuszczam. Przecież w muzeum Guggenheim jeszcze nie byłam, statkiem po Bilbao nie poplywalam. Tyle jeszcze do zobaczenia.
Jutro czeka mnie też odprawa , bo w sobotę powrót. Mam nadzieję, że personel Lufthansy już się nastrajkowal.
Dziś tylko 15,4 km. Z buta, bo jazdy metrem i funicular nie liczę.