Z Frankfurtu n/M z lotniska na dworzec Frankfurt Sud jadę autobusem nr 61, za 6,30E , bo z lotniska inna taryfa. Po 45 minutach wysiadka na dworcu.
Mam jeszcze 3 h więc idę na kawę z kanapką. Pycha kanapka, po tych mongolskich ciężkostrawnych daniach.
Kupuję też wodę, bo z Flixa przyszedł sms, że w pociągu brak klimy.
Pociąg odchodzi planowo o 17.13. Pierwszy raz jadę Flix zugiem, a podobno ma taki wejść i do Polski. W Berlinie ciut ponad godzinę czekam na Flixbusa do Poznania.
Trochę po 2.00 w nocy Poznań.
Moja wielogodzinna podróż zakończona.
PODSUMOWANIE
- łącznie autem przejechaliśmy 3.300 km przez 18 dni
- za wypożyczenie auta -japoński minivan – za 18 dni, przy 6 osobach zapłaciliśmy po 285 USD/osoba (95$ / dziennie),
- do ww. kwoty doszły koszty benzyny (mniej niż 1 USD za litr benzyny 92 octan), wstępów do parków narodowych, noclegi i wyżywienie we własnym zakresie
- łącznie za ww. wydałam około 980 dolarów za 21 dni pobytu,
- koszty biletów lotniczych i dojazdów do Frankfurtu to 4.000 zł,
- praktycznie wszędzie w Mongolii (sklepy, stacje benzynowe, większość restauracji) można płacić kartą typu Visa, Mastercard,
- noclegi – im dalej od Ułan Bator tym taniej, płaciłam za noc w jurcie wieloosobowej 2-6 osób, od 10.000 tugrików do 95.000 – ta ostatnia cena to miejsce w 2 osobowej jurcie na ciepłych źródłach,
- bilety wstępu do Parków Narodowych to kwoty od 1.000 do 5.000 turgików,
- bilety wstępu do obiektów (klasztory, muzea ) od 5.000 do 20.000 turgików,
- godzina jazdy konnej to koszt 20.000 turgików w okolicach jeziora Khovsgol, do 60.000. Przejazd 15 minutowy na wielbłądzie w okolicach stolicy to 10.000 tugrików,
- obiady w knajpkach, na campingu – 1 danie np. makaron z warzywami i resztką mięsa, ryż z mięsem i jajkiem itp. to koszt od 13.000 do 20.000 turgików/osoba. Sa i dania dla 2-3-4 osób w cenach od ok.50.000 turgików . To najczęściej zestaw mięs + ryż.
- w sklepach dobre zaopatrzenie, można kupić w zasadzie wszystko to co w Polsce. Ceny niższe niż w Polsce, co do większości towarów.
- czy podobało mnie się? - szczerze mówiąc niezbyt.
Na prowincji czyli nasz pobyt przez większość czasu, toalety na „narciarza”, często bez drzwi albo z takimi na wysokość okolo 120 cm, z byle jakimi odgrodzeniami jedna od drugiej. W dole dziura a więc muchy, inne owady, smród. Pola i łąki pokryte przez odchody zwierząt.
Po kilku dniach pejzaż za oknem staje się nudny. Ile można cieszyć się towarzystwem jaków, owiec, koni, krów. Owszem praktycznie przez całą podróż towarzyszyły nam góry, w większości w oddali, ale głównie to jazda po łąkach pełnych zwierząt. Częste rozpadliny w ziemi. Dość dużo ptaków.
Fajne atrakcje to klasztory, ale na naszej trasie (poza Ułan) było ich tylko kilka. Wodospad fajny, ale nie zachwycił. Wygasły wulkan to żadna atrakcja jeśli wcześniej się widziało inne (Islandia, Lanzarote, Nowa Zelandia, itd.)
Ciepłe źródła to zaledwie 4 baseniki, bo basenami ich nie można nazwać.
Jedzenie- obiady – ohydne, tłuste, a jeśli nie tłuste to skrawki żylastego mięsa trudne do pogryzienia. Nawet różnego rodzaju pierogi, które nadziane są mięsem, też obrzydliwie tłuste. Często mój obiad to był ryż z sałatką warzywną.
Herbata po mongolsku to w zasadzie mleko z resztką herbaty, której smaku często nie było czuć.
Czyli zupełnie nie moje klimaty. Natomiast członkom załogi wychowanym w miastach generalnie podobało się.
Ale, ale… na pociechę wczoraj kupiłam bilet do Azji, inna część. Lecę z Poznania, wyruszam 05 listopada na miesiąc.