Jesteś w Zimbabwe, nie ma rady trzeba zobaczyć wodospady.
Z mojego Pennywise cottage wyszłam o 10.00. pół godziny i byłam przy kasie do wodospadów.
Jeszcze tylko papierosek i Idę do kasy. Kartą debetową Visa płacę 50 USD. Wchodzę. Najpierw jakieś sklepiki z pamiątkami, restauracja i toalety
Zaraz zaczyna się szlak wodospadów wpisanych na listę UNESCO. ( Nie liczę obiektów z tej listy ale pewnie trochę ich było.)
Nr 1 , a jest ich 14 to miejsce z pomnikiem Livingstone czyli europejskiego odkrywcy wodospadów w XIX wieku.
Obok pomnika kręcą się małe małpki. Zawieram znajomość z jedną. Ta oparta o drzewo przysypia.
Po prawej stronie, w dole widać tęczę.
Tu wodospady dopiero się zaczynają. Rzeka Zambezi ma pierwszy spad.
Potem jeszcze kilkanaście punktów widokowych. Na jednym kręcą się jeleniowate. Matka z dzieckiem. Ale specjalnie do pozowania się nie kwapią. Już prawie na końcu trasy dałam pierwszeństwo wężowi. Krótki z 40 cm, brązowy i brzydki. Ale co tam niech ma, pomimo że drogę mi przeciął!
Kolejne punkty pozwalają zobaczyć wielkie strugi wodne spadające na dół. Woda grzmi, z na ścieżce spadają na widzów jej krople. Ale nie można o tej porze roku powiedzieć że pada. Przyjemnie kropi. Pan z parasolami do wynajęcia odchodzi. Ja zdejmuję z siebie zielony płaszcz wodoodporny. Może w innym miesiącu się przyda
Pora sucha to podobno maj, w listopadzie więcej wody. Ale i teraz jest ok.
Przy jednym z punktów info, że wodospad ma 93 metry.
Przy innym, że 95 metrów.
Wycieczka trwała 3 h z krótkim przerwami na siedzeniu i podziwianiu.
Teraz mam problem bo nie wiem, który z 2 wielkich i znanych wodospadów tj. Iguazu czy Victoria bardziej mi się podobał !
Co do kolejnych punktów z