Rano szybkie sniadanie, bo przeciez wulkan czeka. Lecimy na dworzec i tam umawiamy sie z kierowca minibusa na 300.000 rp(po targach zszedl z 400.000).
Wiezie nas na polnoc od Bandung, jakies 40 km.
Po godzinie i zakupie biletow jestesmy na Tankkuban Prachu. Troche ponad 2000 m.
Smierdzi siarka i zgnilymi jajami.
Bucha dym.
Czy to juz pieklo???
Marta chce sobie pohaftowac, ale ostatecznie ryzygnuje.
Przy drodze mnostwo straganow z pamiatkami.
Zatrzymujemy sie jeszcze na zdjecia plantacji herbaty i powrot do Bandungu o 11.30.
Najpierw idziemy na dworzec kolejowy, aby kupuic bilety. Pociagi do Yogyakarty sa o 19.00 i 20.00. Tyle, ze biletow nie ma. Spotykamy tu pierwszego, nie liczac kilku na wulkanie - bialego. On ma ten sam problem co my.
Wg. LP sa jeszcze 2 firmy autobusowe. Idziemy tam.
Tak jest autobus o 15.00 i pozniejszy o 19.00.
Tylko biletow, kurwa nie ma.
Okazuje sie, ze 27-30.05 to jakies panstwowe swieto.
Lecimy ponownie na dworzec kolejowy. Na jutro bilety dopiero na wieczor.
Biegniemy z powrotem do biur autobusowych.
Tam ostatecznie kupujemy bilet na jutro rano, na 8.00.
OOOOO, gleboki oddech. Idziemy na obiad.
Potem zmieniamy hotel na Patradisa, o wiele tanszy od poprzedniego.
Nic tylko sie napic!!!
No to na ... kawe i ciastko.
Po tej samej stronie drogi , gdzie mieszkamy w nowym hotelu.
Ruch tu lewostronny. Do tego brak swiatel, a natezenie duze.
Moje towarzyszki, ja niekiedy tez, maja problemy z przechodzeniem na druga strone ulicy.
Koszty:
butelka 0,64 piwa w sklepie od 22.000rp,
woda 0,6 l- od 900 rp- 2.000,
ciastko - 1.500-3500 rp,
bilet na wulkan -15.000rp/osoba+ 35.000/os/ auto 4 kolowe..
adres do PN, wulkan:
e- mail : twa.tangkubanparahu