Rano, bo o 8.00 mialysmy byc przed biurem gdzie kupilysmy wycieczke. Bylysmy. No i fajnie. Facet do nas podszedl, przywital sie i kazal czekac.
I tak czekalysmy, dlugo bo o 8.40 wyruszylysmy ta szybka lodzia, tak wczoraj reklamowana.
Szybko szlo, ale do pewnego miejsca bo cos sie z... epsulo.
W ten sposob zamiast 1 h plynelismy prawie 4 h w jena strone. Potem samochodem podjechalysmy w okolice miejscowego wzgorza, gdzie juz pieszo wchodzilismy.
Jakies formacje skalne, opowiadanie o piratach, historia niemieckiej hrabianki, ktora osiedlila tutaj sie w okresie miedzywojennym.
Wreszcie idziemy do zolwi. Sa. Czekaja na nas, jest ich lacznie z 10 sztuk. Siedza, jedza, chodza, patrza na nas, a my na nich. Cudowne, wielkie.
Potem lunch, spacer po nadbrzezu gdzie leza pojedyncze foki i lwy morskie.
Osada zegna nas przepiekna wielka tecza.
Wsiadamy i plyniemy ta sama lodzia na snorkowanie.
Po nim powrot. Lodz niby naprawiona, a wleczemy sie do Puerto Ayora 4h.
Po drodze przeplywa rekin, a wlasciwie to tylko jego pletwy.
Wreszcie P. Ayora, jest 20.10.
Drobne zakupy w nadbrzeznym sklepie i lecimy do hotelu i na kolacje.
Jutro o 8.30 wyjezdzamy autobusem na Baltre, skad samolottem do Quito.
W planie dotarcie wieczorem do Otawalo