Raniutko, bo juz kilka minut po 8.00 wstaje i ide na miasto. Plac Ponchos jest zaraz obok hostelu. To tutaj odbywaja sie codzienne targi.
Podobno najwiekszy jest w spobote, no ale tyle czasu to my nie mamy. Wiec zakupy robimy dzisiaj. Ceny jakby porownac z polskimi niewysokie. Za 2 bluzeczki z bawelny place, po targach 12 $.
Dostac tutaj mozna wszystko co turyscie do szczescia niezbedne: swetry, T- shirty, spodnie, bluzki, sukienki, portmonetki, torby i torebki wszelkiej masci, nie liczac szali, skarpet, rekawiczek czapek i innych towarow. Ceny wywolawcze sa rozne.
Kobieta wola za ladny , damski sweter 25$ , a sprzedaje go za 15$.
Szkoda tylko, ze pada.
Samo miasto liczy, podobno ok. 42.000 mieszkancow. Jest ladne, regularnie zaplanowane ulice, zadbane.
Najwyzej w okolicach targu owocowo- warzywnego lezy troche smieci.
Cala noc padalo, i tak az do ok. 12.00. Pozniej zrobilo sie troche cieplej, tak ok 18C.
Jutro rano ok. 7.00 jedziemy dalej, licze ze ok.16.00-17.00 bedziemy w Pasto (Kolumbia).
Wszystko zalezy tez od tego jak dlugo bedziemy przekraczac ¨¨ frontiere´¨
PS.
Chcialam wstawic jeszcze kilka fotek, ale niestety wyswietla mi sie info, ze zly format pliku IMG, nie wiem skad mi sie to wzielo, ale po powrocie do Polski, nadrobie te zaleglosc. Jest jeszcze kilka fotek, ktore warto zobaczyc.