Ambitnie wstajemy tak, aby byc na otwarciu Muzeum Złota czyli o 9.00. Po drodze zaliczmy jeszcze śniadanko, już ostatnie na tym wyjeździe. Do jajecznicy dostajemy po okrągłej bułce o smaku sera, do tego kawa- czarna jak zwykle.
Faktycznie oprócz nas na otwarcie muzeum czeka kilka osób.
Otwierają punkt 9.00.
Kupujemy bilety i zwiedzamy wszystkie pietra czyli łącznie z tymi na których znajdują się sklepy. (3 piętra w dół, 4 w górę- łącznie).
W salach, za szybami eksponaty. POdoba mi sie ich wystawienie, nie ma ich w nadmiarze w każdej z gablot, ładnie wyeksponowane.
Jednak jedą z najfajniejszych sal jest ta okrągła do której wpuszczaja po kilka osób i zamykaja. Ciemnośc. Po chwili zapalają się światła i jestesmy gdzieś w kosmosie. Oświetlenie na poszczególne eksponaty przed, za nad i pod tobą. Coś w rodzaju światło - dźwięk. I tak kilka minut w kosmosie. Na koniec w pełni światła. Wychodzę urzeczona.
W muzealnym sklepie, gdzie sprzedają repliki wyrobów K. stwierdza co prawda, że "są jakieś niedorobione", pomimo to kupuję pierścień- obrączkę za 90.000 peso.
Potem idziemy do kolejki, która ma nas zawieźc na wzgórze Monserrate. O drogę pytamy m.in. policjantów, którzy dzielnie , po hiszpańsku wyjasniaja nam drogę. Oczywiście w naszym przypadku kończy się to tym, że idziemy okrężną drogą. Przez jakies boisko, schodami wysoko do góry. Potem nad terenem Uniwersytetu. Jednak , oczywiście docieramy do celu. Jest kolejka. Nawet dwie jedna, pierwsza do kasy. Kupujemy bilety w 2 strony. Chwila oczekiwania i jedziemy do góry. Na wzgórzu wita nas szlak drogi krżyżowej. Kilka fajnych punktów widokowych, kościół no i kawiarnie, stragany.
Chodzimy, zwiedzamy. Podziwiam panoramę miasta. Trochę fotek, wąchania tutejszych kwiatów i roślin. Zjeżdżamy na dół.
Wracamy już inną drogą, mniej stromą. Idziemy na kawę z ciastem, a potem jeszcze plac Bolivara, na którym odbywa się impreza. Imprezę otacza kordon policji, aby na nią wejśc zagladają nam do plecaków, ale tylko tak pobieżnie. Na estradzie jakiś zespół. Wokół sceny budki z pierdólkami. W jednej z nich, do której kolejka długa jak cholera, rozdają darmową wodę.
Idziemy dalej, już w zasadzie bez żadnego konkretnego planu. Jeszcze obiad, potem łapiemy busa na lotnisko.
Około 16.30 jesteśmy na El Dorado czyli lotnisku.
Czekamy, później odbiór bagażu z przechowalni i dalsze oczekiwanie wraz z bagażem. Około 20.00 rozpoczynamy odprawę.
O dziwo w jednym z punktów nr 19 dostajemy kartki za które nie płacimy tzw. opłaty wylotowej.
Wg. informacji wynosi ona 34 USD od osoby, ale w przypadku naszego pobytu, czyli ok.48 godz. od przekroczenia granicy Ekwador-Kolumbia nic od nas nie żądają. No i dobrze.
Na lotnisku, które jest w trakcie rozbudowy bez liku kafejek, restauracji i sklepików.
Następne zaczynają się już po przekroczeniu strefy wolnocłowej.
Tam kupuję papierosy po 14-16USD za pakiet.
W końcu bay , bay Ameryko Południowa( na jakiś czas) lecimy do Frankfurtu. W samolocie, gdzie po raz pierwszy od 4 tygodni słyszę język polski szybko zasypiam. Jak koniec to koniec.
Żałowac, ale się mobilizowac.
CENY
wymiana w kantorze 1$ - 1.850 peso,
bilet wstępu do muzeum złota - 3.000,
wjazd na cerro Monserrate (w 1 stronę) - 7.200 peso,
paczka Marlboro - 3.500