Wszystko OK, i planowa, w 100% wreszcie dorwalam sie do internetu.
W Tyberiadzie byłyśmy jeszcze w punkcie informacyjnym, gdzie na pytanie o bezpośredni autobus z T. do Ein Gedi facet nie umiał odpowiedzieć i wysłał nas po info na dworzec. Tam z kolei nie ma punktu informacyjnego.
Koniec końców przez Jeruzalem do Ein Gedi.
Do Ein Gedi dojechałyśmy już popołudniem. Przy bramie do hostelu dzwonek, dopiero wtedy otwierają.
W pokoju, teoretycznie 6 osobowym byłyśmy we dwie.
W pobliżu są ścieżki prowadzące w góry. Ale dla nas już było za późno na taką wyprawę. Dlatego obeszłyśmy najbliższą okolicę. Po czym polazlyśmy nad Morze Martwe coby chociaż nogi wymoczyc w tej soli. Woda była ciepła. Plaża dzika więc nie odważyłam się na kąpiel.
Zrobiłysmy sobie uroczystą kolację z puszki którą przywiozłam z Polski do tego herbatka i kawa z "pokojowych" zapasów. I kolejny dziń się skończył.